poniedziałek, 25 lutego 2019

Jakbyś kamień jadła, czyli człowiek człowiekowi zgotował ten los

Są książki, których nie lubię czytać. Boję się ich zawartości. „Jakbyś kamień jadła” Wojciecha Tochmana jest książką z tej kategorii. Kilkadziesiąt stron, książka-reportaż o konsekwencjach wojny domowej w byłej Jugosławii (1992-1995), obraz okrucieństwa jakie ona niesie, przestroga dla tych, którzy bezmyślnie dążą za ideologią „czystej nacji”, szukania winnego w człowieku innego koloru skóry, innej religii, w jakikolwiek sposób innego niż my sami. Książka przerażająca. Powinna być lekturą obowiązkową dla polityków (szczególnie obecnych, dzielących naród na różne sorty), dla zwolenników tych organizacji, które mając na ustach: „Bóg, honor, ojczyzna” tratują kobiety stające na drodze ich przemarszu, obrażają ludzi innej orientacji seksualnej czy religii i tych, którzy jawnie temu przyklaskują, gloryfikują, podjudzają. Teraz odbywa się to jeszcze częściej w słowach, przepychankach, ale za chwilę…?


To przede wszystkim głos bośniackich kobiet. Kobiet, które zostały same, bez mężów, synów, bez rodziny bliższej lub dalszej. Kobiet-żon, które trzymają się przy życiu obowiązkiem opieki nad mężami w traumach wojennych i koniecznością znalezienia szczątków bliskich, których straciły. Głos oddany osobom, który przeżyły masakry zapoczątkowane wiosną 1992 roku, doświadczyły nienawiści, przeżyły obozy koncentracyjne, gwałty, egzekucje, śmierć najbliższych, a teraz szukają już tylko szczątków swoich ojców, braci, mężów, synów i córek uczestnicząc w licznych ekshumacjach by mogli spocząć spokojnie w ziemi, na której się urodzili i uważali za swoją. Te kobiety żyją biologicznie, ale są za życia martwe w środku.
Wróg nie przyszedł z zewnątrz. Wrogiem okazał się sąsiad, były chłopak czy znajomy ze sklepu. Krajan, który uwierzył zaślepiającej politycznej ideologii doprowadzającej do wojny domowej, do ludobójstwa, które w ogólnym rozrachunku okazują się iluzją, mrzonką. Tochman nie analizuje powodów konfliktu lat 90-tych, kiedy federacja zaczęła się rozsypywać ani układu z Dayton, który ten konflikt oficjalnie zakończył. Oddaje głos ofiarom czystek etnicznych w Bośni, gehennę ludzi oglądających rzeź najbliższych, wysiedlonych ze swych domów. Jak mogło do tego dojść i czy zakończenie wojny domowej i nowy podział administracyjny pomógł którejś ze stron? Nie widać wygranych. Po obu stronach są tylko straty. Jak zamieszkać w domu wroga, kata? Jak na ulicy spojrzeć w oczy byłego sąsiada mając świadomość, że uczestniczył w mordowaniu naszych bliskich.
Tochman nie oskarża. On słucha i spisuje opowieści. Ale ta książka jest oskarżeniem. Tochman obserwuje ekshumacje ofiar, obserwuje cudzy ból, cierpienie, rezygnację, beznadzieję i małe radości matek, które po latach odzyskały szczątki dziecka wydobyte ze zbiorowego grobu i zidentyfikowane. Teraz będzie je można godnie pochować. I zapłakać nad ich grobem. Oddaje im głos, nam ku przestrodze.
Wojna odkrywa nasze prawdziwe oblicza. Zezwierzęca ludzi, choć samo określenie czyni krzywdę zwierzętom. Wojna zabija dusze zarówno ofiar jak i oprawców. Wojna przynosi chwilowy zysk nielicznym, a stratę – wszystkim. Wszystkim. Nawet zwycięzcom. Ideologia śmierci rozpływa się we krwi poległych, a na ziemi konfliktu pozostaje gorycz, rozpacz, dni bez przyszłości.
Wszystko jest takie straszne. I takie powtarzalne. A my tak łatwo dajemy się zwodzić kolejnym ideologiom.
Chyba nie przeczytam wystarczającej liczby książek, nie wysłucham wystarczającej liczby wypowiedzi mądrzejszych ode mnie ludzi żeby to zrozumieć. Bo czy to można zrozumieć?
Polecam.
MaGa

1 komentarz: