piątek, 22 lutego 2019

Dom jętki - James Hazel, czyli zabawa w Boga

W tv drugi, zaskakujący sezon Mr. Mercedes i Dziewczyna we mgle, jak widać więc cały czas siedzę w klimatach kryminalnych. No co ja na to poradzę, że lubię.
Zarówno filmowo, jak i literacko.

Tym razem  podrzucam Wam tytuł od Wydawnictwa Filia, niby debiut, ale naprawdę niezły i zdaje się otwiera się tym samym jakiś cykl z tym bohaterem - byłym detektywem, obecnie prawnikiem, który ma dość specyficzne podejście do prowadzonych przez siebie spraw. Zresztą, powiedzmy otwarcie, życie też ma mało przystające do schematów. Cóż, mając brata, który jest seryjnym mordercą, samemu mając duże problemy z psychiką, jakieś jazdy z rozdwojeniem jaźni, trudno wpasować się w tłum, prawda?
James Hazel snuje kryminalną intrygę współczesną, a jednocześnie odkrywa przed nami ciekawy wątek z historii, czyli fakt iż alianci po drugiej wojnie światowej wcale nie zawsze spieszyli się z karaniem np. hitlerowskich lekarzy zwyrodnialców, eksperymentujących na ludziach, ale chętnie zbierali ich doświadczenia... Nie wiadomo nigdy co się kiedy przyda, prawda?

Można się domyśleć, że oba te wątki będą połączone, tylko w jaki sposób? Komu zależy na tym, by jakieś sekrety z przeszłości nie wyszły na światło dzienne, co też takiego może być na pendrivie z danymi, że można za niego zabić... Charlie Priest nawet nie rozumie czemu jest wplątany w tą aferę, gdy ktoś napada go w mieszkaniu i pyta o przesyłkę, nie wie o co chodzi. Niektórzy jednak tak już mają - jak ich wkurzysz (a o to nie trudno gdy ktoś przystawia ci wiertarkę do głowy), to nie popuszczą. Tak właśnie jest z naszym bohaterem - jest gotów do prowadzania tej sprawy nawet poza plecami policji, nie tylko by oczyścić siebie z zarzutów, ale po prostu dlatego, by dość do prawdy. Rozgryzienie motywacji sprawców jest ważne, bo nie ma żadnego innego śladu, który by do nich prowadził, pojawiają się kolejne trupy, które jego zdaniem łączą się w jedną sprawę, a śledczy zamiast się nimi zajmować, wolą przyglądać się jego interesom.
Opisy różnych sytuacji, gdy ofiara potrafi dokonać samookaleczenie, byle tylko ulżyć swoim cierpieniom, mogą wywołać ciarki na plecach. A obserwowanie tego, by się podniecać? Brrrr...

Autor nie narzuca jakiegoś super szybkiego tempa, ale potrafi zgrabnie zszyć całość, tak by do końca trzymać nas w niepewności. Intryga na plus, a co ważne, postać bohatera da się polubić, jakoś nas zaciekawia, co dobrze wróży kolejnym tomom.
PS lepiej nie czytajcie zbyt wiele na temat tej książki, bo niestety sporo recenzji zdradza moim zdaniem zbyt wiele i odbiera przyjemność z lektury. Jak odkrywać różne sekrety, to najlepiej samemu.

1 komentarz: