niedziela, 3 lutego 2019

Śmierć Komandora. Metafora się zmienia - Haruki Murakami, czyli nie do końca to czego się spodziewasz

Pisząc o pierwszym tomie tej powieści już miałem kłopot, by ją jakoś scharakteryzować, choćby gatunkowo. Murakami jest niepowtarzalny. I nawet jeżeli dla tych, którzy znają jego powieści, wciąż krąży wokół podobnych schematów, to za każdym razem ta mieszanka zwyczajności i niesamowitości smakuje równie dobrze. Tak jest i tym razem.
Nie wiem czemu, ale po końcówce poprzedniego tomu i po wejściu w atmosferę drugiego, spodziewałem się nie wiem jakich przerażających wydarzeń. Murakami wcale jednak nie ma ochoty wpisywać się w oczekiwania - bawi się z nami, straszy, budzi ciekawość, otula tajemnicą, a potem proponuje zupełnie inny kierunek w jakim powieść pójdzie. W sumie to może nawet i dobrze? Zwykle horrory rozczarowują finałem, a tak przynajmniej nie brniemy w jakieś idiotyzmy. Ciarki na plecach w pewnym momencie znikają, ale to uczucie wspomina się na pewno fajnie.


Niedopowiedzenia, odwoływanie się do naszej wyobraźni, oczekiwanie na coś co ma się wydarzyć (i nie zawsze się wydarza) to typowe dla autora zagrania. A mimo to wcale nie nudzimy się przy lekturze, nawet gdy niewiele się dzieje. Nawet przy przygotowywaniu jedzenia, prostych, codziennych czynnościach w rozmyślaniach bohatera, w jego snach, w stanie emocjonalnym, doszukujemy się jakichś odpowiedzi, wskazówek. Wszystko przecież się może łączyć poprzez malowanie obrazów, otwieranie się na inną rzeczywistość, która zaczyna wtedy przenikać do naszej i na nią wpływać. Czy dostaniemy wszystkie odpowiedzi na sugerowane pytania w tomie pierwszym? Sekrety mistrza Tomohika Amady i znalezionego obrazu? Komandora, który pojawia się kiedy chce i mówi zagadkami? Motywy pana Menshikiego i jego podchody do dziewczynki, która może być jego córką? Zapomnijcie... Pozostaniemy z pewnymi wątpliwościami, ale może właśnie w tym tkwi urok, że tu nic nie jest podane na tacy.
Akcja przyspiesza w momencie gdy znika trzynastoletnia Marie Akikawa, a bohater nawet nie bardzo może pomóc policji, sam jednocześnie nie wpędzając się w kłopoty. Ta sytuacja jednak mobilizuje go wreszcie do działania, którego starał się wcześniej raczej unikać. Teraz zdeterminowany rzuca się intuicyjnie na tropy, które wcześniej pozostawiał jedynie w sferze przypuszczeń.
Nadal nie bardzo rozumiem to rozdzielenie powieści na dwie części, dobrze jednak, że ukazały się prawie równocześnie, możemy je czytać bez czekania na ciąg dalszy. Dziwna mieszanka realizmu i wydarzeń trudnych do objęcia rozumem, odrobina erotyki i dużo japońskiego sosu :) Dla mnie smakowite danie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz