piątek, 30 października 2015

Pentameron, czyli to nie jest słodka bajka



Październik będzie chyba jak dotąd najtrudniejszym miesiącem blogowania - jeden kryzys za drugim, czasu brak, zaległości robią się straszne. A tu tyle rzeczy kusi.
Przypominam więc tylko o dzisiejszej notce z konkursem nt. Bonda oraz kończącą się rozdawajką październikową z kryminałami. Za dwa dni kolejny konkurs!
A dziś coś zupełnie odjechanego. Gdy oglądałem ten film jakiś czas temu (dziś oficjalna premiera) zastanawiałem się dla kogo on właściwie jest. Czy dorośli lubią przychodzić do kina na baśnie (oprócz Hobbita)? Czy słusznym jest pokazywać dzieciom obrazy, które nie są przeznaczone dla nich? Nie tak dawno mieliśmy Tajemnice Lasu, a teraz kolejny film, z którym nie wiadomo co zrobić. Baśń dla dorosłych. No wiecie co? Czasy Monthy Pythona minęły i choć i tu możemy się nie raz zaśmiać, to poziom absurdu jest jednak zupełnie inny. Jest jednak coś co stanowi bardzo mocną stronę tego obrazu.

A są to zdjęcia (i po części scenografie i kostiumy). Już dawno nie widziałem nic tak wysmakowanego, tak celebrowanego bez pośpiechu, takich kontrastów kolorów i szarości, piękna i brzydoty, scen poważnych, czasem okrutnych z zupełnie absurdalnymi. Czyż znudzony król może się bowiem zaprzyjaźnić z pchłą i wyhodować swojego przyjaciela do rozmiarów człowieka? Czyż stara i obrzydliwa wiedźma może zrobić się na bóstwo za pomocą kleju, którym rozciąga swoje fałdki? Takich historii jest tu całkiem sporo i chwilami ma się wrażenie (szczególnie pod koniec), że reżyserowi nawet nie zależy na tym by różne wątki kończyć, wiązać ze sobą. One tam są dla samych siebie. Po to żebyśmy weszli w ten dziwny klimat, w którym wszystko jest możliwe. Na rękę księżniczek czyhają tu obrzydliwe trolle, krew się leje gęsto, ganiają jakieś potwory, czasy rzuca się lekką ręką, a dobro nie zawsze jest nagradzane. Oj dziwna to baśń. 
Matteo Garrone stworzył obraz nie banalny, ale szczerze mówiąc dość nierówny, nie zrozumiały. Czułem się trochę tak jak na kiedyś na Rękopisie znalezionym w Saragossie. Lepiej nie zadawać pytań po co, tylko chłonąć obrazy jakie nam się funduje. Tym bardziej, że oprócz pięknych zdjęć, również aktorsko jest na co popatrzeć. Takiej Salmy Hayek chyba jeszcze nie widzieliście.
2Całość jest osnuta na kanwie XVII wiecznych neapolitańskich podań i pieśni zebranych przez dworskiego barda w zbiór "Baśń nad baśniami, czyli Festyn tłuścioszek". Podobno z jego twórczości czerpali m.in. bracia Grimm. No to nie dziwię się ich niektórym dość krwawym i okrutnym pomysłom. 

Warto zobaczyć ze względu na świetne zdjęcia Petera Suschitzky’ego i niezwykły klimat całości. Ale nie doszukujcie się w tym jakiegoś większego sensu, głębokich morałów. Treści w tym raczej niewiele, natomiast forma może zachwycić.

I broń Boże nie zabierajcie na to dzieci. Chyba, że chcecie mieć w domu sceny histerii i zajęte dodatkowo miejsce w swoim łóżku na najbliższe tygodnie.





2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a widziałaś już? To lepsze niż Alicja, ciekawsze, bardziej mroczne

      Usuń