piątek, 28 października 2011

Spotkania na krańcach świata czyli zadziwienie w obliczu piękna i tajemnicy

Nazwisko Herzoga to dla mnie przede wszystkim jego dawne filmy i ich niepowtarzalny klimat. Ale jak się wypatrzy to nazwisko na jakims nowym projekcie to jak tu przejść obojętnie? Wiedziałem, że będzie ciekawie.
Nie potrafię powiedzieć jednoznacznie czym ten film jest - dokumentem przyrodniczym, zbiorem wywiadów z dziwakami, którzy wybrali Antarktydę za miejsce gdzie moga znaleźć swoje miejsce, filmem, nakręconym z namowy przyjaciela i który stał się zabawą i zlepkiem różnych pomysłów, a może wreszcie jakąś dośc pokrętną próbą powiedzenia czegos serio o kondycji współczesnego człowieka? Faktem na pewno jest to, że wszystkiego jest tu po trochu - momentami jest pięknie, momentami śmiesznie, a momentami czujemy się baaardzo zdezorientowani.  
Na pewno ciekawe miejsce - ale gdy po jakims czasie orientujemy się, że nie będzie to reportażowe opowiadania o tym jak tam się żyje, zaczynamy szukać innego punktu zaczepienia. Bo Antarktyda - jej surowe piękno i fascynujący świat przyrody (również tej podwodnej) mam wrażenie, że stała sie jedynie pretekstem do tego by pokazać w konfrontacji z naturą to co najbardziej zawse intersowało reżysera, czyli człowieka. Mamy więc mnóstwo postaci, które opowiadają dlaczego tam się znaleźli, co robili wcześniej (fascynujące zestawienia) i o tym czym się zajmują. Mówią o tym z pasją, często widzimy ich przy pracy, ale są to jedynie króciutkie scenki, które też nie oddają całej prawdy o tym jak wygląda tam życie czy badania naukowe. Uśmiechamy się widząc ich w różnych dziwnych sytuacjach, słuchamy z zainteresowaniem różnych informacji, oceniamy ich poziom "dysfunkcjonalności" i nieprzystosowania do normalnego życia w społeczeństwie, przyglądamy się warunkom życia jakie tworza na tym kontynencie (miejscami to wygląda jak paskudna kopalnia, albo plac budowy), ale wciąż zachodzimy w głowę co z tego ma wynikać?

Czy człowiek w takim miejscu czuje się bardziej wyjątkowy? Bardziej wolny? Czy stają się tacy tu na miejscu czy Antarktyda przyciąga w jakis sposób tylko specyficzne jednostki? To co aktualne miesza się ze zdjęciami z pierwszych wypraw, ale służy nie tyle porównaniu warunków życia, ale przede wszystkim motywacji - co takiego ich pcha w tak dzikie miejsce, a potem do poszukiwania w badaniach twierdzeń i odpowiedzi na wszystkie, nawet najbardziej absurdalne pytania.
Czego się dowiemy od tych ludzi akurat przed kamerą? Tu też miszmasz - do tego jakie lody jadają, jak się bawią, aż do szczegółowych wyników badań. Obojętne czy są to wulkany, pingwiny czy jednokomórkowce opowiadają o tym z pasją godną noblisty. Może i mało to wszystko spójne, nie tworzy jasnej całości, ale to co najważniejsze - film wciąga niczym bagna biebrzańskie. Śmiejemy się, zamyślamy lub po prostu chłoniemy piękno przyrody. To obraz o ludzkiej ciekawości i różnorodności charakterów i osobowości, zachwycie nad światem, nad życiem i o tych, którzy swoim zyciem próbują to piękno nam przybliżyć - pokazać lub pomóc zrozumieć. Nawet hydraulik czy operator koparki służą tu jakiejś sprawie, wspólnocie i czerpia radość ze swojej pracy (a przynajmniej tak mówią do kamery).
Komentarze reżysera, który jest naszym przewodnikiem, zadaje pytania i streszcza to wszystko co mogłoby paść w odpowiedzi, momentami dotyczą spraw banalnych, a zaraz potem kierują naszą uwagę w stronę pytań ostatecznych (np. co robimy z ziemią i ile jeszcze tu przetrwamy jako gatunek).  Do tego wszystkiego długie celebrowane zdjęcia i muzyka - momentami odwołujaca się nawet do sfery sacrum i do mistyki :) Zapiera dech. Można wielokrotnie do tego filmu wracać - kontemplować, szukać jakichś ukrytych podtekstów lub po prostu bawić się poszczególnymi scenami.
Świetne zdjęcia i naprawdę ciekawy film choć tak trudno go zaszufladkować. Obejrzyjcie!
trailer

4 komentarze:

  1. Jest na mojej liście filmów do obejrzenia od dłuższego czasu, ale jeszcze na niego nie trafiłam; Twoja recenzja potwierdza, że może być dla mnie interesujący:)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja Ci i tak nie odpuszczę obejrzenia i recenzji "Rusałki" ;)
    Co do wyżej wymienionego - pewnie w końcu obejrzę, teraz na tapecie "Das Boot"...

    OdpowiedzUsuń
  3. naprawdę warto, sporo scen (jak choćby ta z pingwinem samotnikiem) zapada w pamięć na długo. To nie jest dokument, który się szybko zapomina - nawet pojedyncze postacie jakoś potrafią rozbawić albo wzruszyć. Kazdy ma tu jedynie minutę może dwie a dzięki wyborowi akurat tych a nie innych zdań albo komentarza rezysera trudno ich nie polubić

    OdpowiedzUsuń
  4. Rusałka nagrana więc recenzja na pewno będzie. Ale ponieważ nie byłem 4 dni w domu a teraz znowy wyjeżdżam trochę czasu upłynie zanim nadrobię zaległości. Na tapecie Boska z teatru telewizji i bardzo stary film z Indii

    OdpowiedzUsuń