Uwaga, notka numer jeden wokół Soku z żuka, czyli historii wymyślonej przez Tima Burtona. Postanowiłem powtórzyć sobie klasykę, potem jej kontynuację filmową, a wreszcie musical, który przygotował warszawski teatr Syrena.
Zacznijmy więc od pierwszego wielkiego hitu Burtona, w którym pokazał światu swoją wyobraźnię i trochę zakręcone poczucie humoru. 37 lat temu to naprawdę mogło być dla niektórych szokujące - pokazywać śmierć, duchy, w sposób komediowy? Straszyć, a jednocześnie cały czas mrugać okiem? Dziś nawet jeżeli chwilami czuje się niedociągnięcia fabularne (finał), czy dość żenujące na dzisiejsze czasu efekty, to wciąż ta produkcja ma pewien urok. Campowy, ale urok. A niektóre sceny czy dialogi wciąż mogą bawić.
Fabułę w zarysie chyba prawie każdy pamięta: młode szczęśliwe małżeństwo ginie w wypadku, a ich wielki dom przejmuje pewien biznesmen szukający dla siebie wytchnienia na prowincji. On pewnie by niewiele zmieniał, ale jego druga żona, mająca parcie na sławę, na modne trendy w sztuce i architekturze najchętniej wszystko by tu zmieniła. Ich córka Lydia, trochę zamknięta w sobie po śmierci matki, ucieczki szuka w ekscentryczności, w mrocznym wizerunku i postawie odrzucającej wszelką radość życia. I ona jako jedyna zobaczy dawnych właścicieli domu, będzie im pomagać w tym, by swoją własność odzyskali, usuwając z niego jej rodziców.
Ach, no i w tle wciąż jest zwariowany duch Beetlejuice, którego pragnieniem jest wyrwanie się z zaświatów i możliwość szalonego życia w świecie realnym. Za wszelką cenę będzie drążył, kombinował, oszukiwał, obiecując to czego pragną inni, ale on tak naprawdę myśli jedynie o sobie. Dość odrażający, nachalny i wulgarny typ, będzie tu przewodnikiem, komentatorem i jednocześnie motorem różnych szalonych wydarzeń. Mroczne wizje z zaświatów (ale jednocześnie nie brakuje w nich humoru), szalone i czasem zabawne sceny straszenia i to połączenie dwóch światów: żywych i duchów tworzy zaiste przedziwną mieszankę. Wciąż może bawić, choć pewnie sporo w tym naszego sentymentu, bo młodzi mogą już tego nie chwytać - oni mają swoje produkcje.
Winona Ryder, Micheal Keaton, Geena Davis, Alec Baldwin, Catherina O'Hara - dla nich wszystkich był to też pierwszy krok do prawdziwej sławy. I przyznam z ciekawością myślałem o tym jak wrócić do tej historii po tylu latach, ale o tym napiszę za kilka dni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz