niedziela, 9 listopada 2025

Czarna księga - Lawrence Durrell, czyli miało być odważnie

Zastanawiałem się czy o tej pozycji w ogóle pisać. Chyba w życiu nie miałem takiego poczucia, że mam do czynienia z czymś na pograniczu grafomanii i pornografii. Pozujący na intelektualny, pełen obsceniczności bełkot. Ja wiem, różne są gusta, a pamiętając o tym kiedy to powstało (lata 30), pamiętając o znaczeniu przełamywania tabu, powinienem być bardziej otwarty na ten tekst. Czuję się jednak w pierwszej kolejności czytelnikiem - jeżeli tekst w żaden sposób nie zainteresowuje, a raczej odrzuca, na nic jego bogaty język, forma, brawurowość, szokowanie. 
 
Nie chodzi też jedynie o jakieś zgorszenie, ale po prostu o niesmak jaki budzi natężenie i degrengolada tych wszystkich opisów, z których nic dla mnie nie wynika. 
 

Oto dziennik, który znalazł początkujący pisarz, notatki opisujące grupę przyjaciół, intelektualistów zanurzających się coraz bardziej w różne mroczne potrzeby w poszukiwaniu czegoś nowego. Tradycyjny seks, pijaństwo to dla nich już za mało. Jest w tym jakieś szaleństwo, a jakiekolwiek wyrzuty sumienia, refleksje, szybko przekształcane są w kolejny stek bluzgów na temat zaściankowości społeczeństwa i norm, które nikomu nie są ich zdaniem potrzebne.  
Miłość? Przyjaźń? A może raczej obsesja i szukanie jedynie kogoś kto będzie potwierdzał że wszystko to co mówię, myślę i robię jest głębokie, odkrywcze i odważne. 

Nie tyle dla mnie szokujące co zwyczajnie nudne i niesmaczne. Ale cóż. Możecie powiedzieć że się nie znam. Czasem miewam książki, które mnie rozczarowują, rzadko jednak mam jednak taką myśl: po co to w ogóle napisano. 

2 komentarze:

  1. U mnie leży na kupce "do przeczytania", ale jakoś się nie zabieram, bo ma dalekie miejsce. Mąż po kilkunastu stronach zdecydowanie odmówił. Kupuję L. Durrella "z rozpędu", bo bardzo podobały mi się "Gorzkie cytryny Cypru" i "Listy 1935 - 1980" wymieniane z Henry Millerem. Mam wszystko, co u nas się ukazało, ale faktycznie, nie jest to łatwa literatura, w przeciwieństwie do cudownych opowieści Geralda. Nie ukrywam, że tak naprawdę to połączyło nas Korfu:). Barbara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może kiedyś spróbuję raz jeszcze, bo przecież Kwartet to podobno tytuł który warto znać, ale to mnie pokonało. Nie wiem czy właśnie nie wzorował się trochę na Zwrotniku Millera, ale próbował być jeszcze bardziej obsceniczny

      Usuń