sobota, 16 marca 2024

Dwa - Mùlk, czyli zwalnia i przyspiesza, drażni i zaciekawia

Czego tu nie ma: rockowy pazur, elektronika, jazzowe solówki na saksofonie, hip-hop, chórki i wrzask. Zdaje się, że legenda gdańskiej sceny alternatywnej ciągle gdzieś tkwi ziarenkiem w ludziach. Jest industrialnie i garażowo jednocześnie. Jak pamięta się choćby Aptekę, zdziwienia nie będzie, ale dziś już mało kto pozwala sobie na takie szaleństwo muzyczne, świadomie wybierając ścieżkę radiowych kawałków lub buntowniczych numerów, głównie na salki koncertowe. 

Tu panowie ewidentnie się bawią, poszukują, eksperymentują, nie przejmując się oczywistymi oczekiwaniami. I niby czuje się pewne inspiracje, ale po chwili pewnie skojarzenia już będą pędzić w inną stronę, więc trudno mówić o kopiowaniu kogokolwiek. 
Sama nazwa Mùlk pochodzi z języka kaszubskiego (zdaje się oznacza to ukochaną osobę), a ten krążek jak sam tytuł wskazuje, jest już ich drugą płytą.


Chwilami może i ten materiał drażni, ale i zaciekawia. To nie jest granie do kotleta, ale zadziorne, zaczepne, żeby słuchacz poświęcił swojej uwagi temu co słyszy. Tekstowo również. Chwilami wręcz agresywnie, emocjonalnie, to jednak właśnie stanowi o sile tego krążka.
Najsłabsze moim zdaniem: chyba Piotrek, najciekawszy jak dla mnie chyba O.K.

***

Zostawiam Was z tą krótką notką muzyczną i znikam na kilka dni. Powrócę pod koniec przyszłego tygodnia. Na szczęście trochę notek jest do przodu, więc macie co czytać, do czego nieodmiennie zachęcam - zasoby z kilkunastu lat czekają na odkrywanie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz