wtorek, 22 grudnia 2020

Las i i ciemność - Marta Matyszczak, czyli choćby w firance, byle do ślubu

Moje spotkanie z Guciem i jego opiekunem (a teraz już chyba opiekunami) numer osiem. Cykl się rozwija, autorka wciąż zabiera nas w nowe miejsca, ale wiele elementów się nie zmienia. Za każdym razem jest trup, więc mamy do czynienia naprawdę z kryminałem oraz bohaterowie dostarczają nam spore porcji zabawy, czyli nie bez przyczyny nazywa się tą serię komediową. I muszę przyznać, iż mimo tego, że robi się dość przewidywalnie, że zagadki nie zaskakują, to na tyle polubiłem te postacie, że zamierzam dalej im towarzyszyć. Nie tylko Guciowi, ale i Solańskim... Tak, nie przejęzyczyłem się - Róża wreszcie zrealizowała swoje marzenie, czyli ślub się odbył! Jej Szymon jest już jej. A ona jego. Co prawda finał znowu miesza nam w głowach, ale tego dowiemy się już w kolejnej części. Ślubu chyba jednak nikt nie wymaże. To wszystko co się zdarzyło w trakcie przygotowań do niego, to niezły armagedon. 

 
Można to było jednak przewidzieć. Róża jest po prostu dość szalona i potrafi nieźle namieszać w planach Solańskiego - on niby wszystko przygotował, a gdy przybyli na miejsce, okazało się, że "ktoś" te plany pozmieniał. Ona już tak ma - im bardziej się stara, tym bardziej się wszystko sypie. Jego cierpliwość też ma swoje granice. Zamiast w pięknym ośrodku lądują więc w przyczepie kempingowej, a przygotowania trzeba zaczynać od zera. Zanim je rozpoczną muszą uporać się jeszcze z jedną ważną przeszkodą: rozwiązać szybko sprawę morderstwa, żeby nic nie zaburzyło ich wyjątkowego dnia. Śledztwo musi być więc błyskawiczne. Nie będzie to proste, choć jak się okazuje, ani miejsce, a niż też spora część ludzi do objęcia sprawą, wcale nie jest bohaterom obca...
Gucio jak zwykle nie będzie się mógł nadziwić temu jak mało domyślne i mało rozgarnięte są te człowieki, bo komplikują nawet najprostsze sprawy. Zarówno te kryminalne, jak i uczuciowe. Tak to już z nimi bywa. Ważne jednak, że na szczęście o nim nie zapominają, nawet gdy sami wyprawiają jakieś brewerie.
Po raz kolejny odsłoni się kawałek przeszłości Róży i Szymona i te spojrzenia w dal pomogą w ułożeniu puzzli całej sprawy. To już pewien schemat u Matyszczak, że rozwiązanie tkwi w tym co przed laty. Tu więc zaskoczenia nie było, natomiast w całej bieganinie Róży, Szymona, Barańskiego (a jakże - policjant też się pojawia) znalazłem, podobnie jak w poprzednich tomach dużo frajdy. U nich nic nie bywa normalne - nawet kapela na wesele (bo Solański zatrudnił... Łydkę Grubasa).
Dla fanów cyklu. I Gucia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz