sobota, 5 grudnia 2020

Jak Bóg szukał Karela, czyli bo Polacy już Boga podobno znaleźli

Dziś krótko, bo zamierzam poza sprzątaniem oddać się miłym chwilą z książkami i nadrabiać zaległości. A film wywołał u mnie sprzeczne emocje, więc chyba pozostawię Wam decyzję, czy warto po niego sięgać.

W skrócie: ekipa filmowa z Czech przyjeżdża do Polski, by opowiedzieć o fenomenie polskiej religijności. W różnych jej odsłonach. Dla nich to dziwne/śmieszne, a mu w większości traktujemy te sprawy śmiertelnie poważnie. Tyle, że film niestety jest dość chaotyczny, to zbiór luźnych pomysłów, miejsc i tematów, które są najbardziej rzucające się w oczy lub kontrowersyjne, scen czasem bardzo przypadkowych, kręconych bez scenariusza. Potem nagle pada informacja, że ekipie skończyły się fundusze, przerwali kręcenie na jakiś czas, a gdy wrócili to już trochę z lepszym pomysłem, poświęcali więcej czasu na każdy temat, na wysłuchanie ludzi, mieli jakieś pytania w zanadrzu. Całość jest kręcona "z tezą", czyli i dobór tematów jest trochę konfrontacyjny i same rozmowy mają charakter trochę zaczepny, jakby z góry chcieli rozmówców ośmieszyć. Licheń. Częstochowa. Radio Maryja. Molestowanie przez księży. Pomniki papieskie lub figura ze Świebodzina. I na dokładkę "Klątwa" wystawiana w Powszechnym. 


Oczywiście - to również jest jedno z obliczy polskiej religijności i wiary, czego strasznie żałuję. I nie mówię, żeby tego nie pokazywać, wolałbym jednak nie skupiać się jedynie na tym. Nawet wśród ludzi, którzy w głowach mają jakąś mieszankę uprzedzeń, nie rozumianych przez nich dogmatów i prawd, można jednak znaleźć pewnie dużo życzliwości, gościnności. Tylko po co to pokazywać. Wśród księży jest też wielu takich, którzy mają w sobie zarówno pokorę, jak i mądrość, by nie pouczać i nie nakazywać, ale by rozmawiać, by modlitwą i przykładem nieść ewangelię. Tylko po co ich pokazywać. I tak można by długo - czemu nie ma tu wspólnot, nawróceń, formacji, projektów charytatywnych, służby... Tak jakby całość rozmowy o polskim kościele katolickim (bo przecież nie o Bogu jest ten film) i polskiej religijności można sprowadzić do heheszków i obrazków, które świadczą o tym, że ludzie są głupi i dają się prowadzić jak barany. I u nas coraz więcej w ludziach przeciwnych Kościołowi jest takiego zacietrzewienia i klapek na oczach - że wszyscy, a duchowieństwo w pierwszej kolejności powinni iść na stos. Czy to dobre? Niech każdy sam sobie odpowie.
O Bogu można przecież rozmawiać nawet w oderwaniu od tego co widzimy jako pewne rytuały, przejawy religijności. Jest tu kilka takich scen, które gdyby ich było więcej, można by powiedzieć, że film jest zaproszeniem do poznawania, do rozmowy, a nie tylko satyrą. Jak dla mnie więc rozczarowanie.
Dla widza za granicą może i pokaże sprawy, których nie znają, ale jednocześnie utwierdza pewne negatywne stereotypy, dzięki którym cały nasz kraj postrzegany jest jako zaściankowy ciemnogród, a wszyscy wierzący jako pełni obłudy i fanatyczni. Mieszkamy tak blisko siebie, a tak wiele na różni. Czy możemy coś dostrzec w tym obrazie dla nas? Chyba przede wszystkim to przekonanie, że nasza religijność czyni nas wyjątkowymi, wybranymi. Czesi to fajnie wyłapali. Ono niestety może prowadzić do pychy, zaślepienia, bo Bóg bywa częściej na języku, niż w sercu, staje się narzędziem do walki, a nie źródłem miłości i wybaczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz