niedziela, 25 listopada 2018

Easy Rider, czyli spieprzyliśmy

Jak widać po tym filmie, nie wszystko co ma etykietę "kultowe" od razu powala mnie na kolana. Moim zdaniem ten film broni się jako obraz pewnej epoki, hipisowska przypowieść o drodze w poszukiwaniu. Ale w warstwie fabularnej i wizualnej? Sorry ale powiedzenie: nic wyjątkowego to mało powiedzieć. połowa filmu to obrazki jadących motocykli i ładne plenery plus fajna muzyka. To miałby wystarczyć? Dla mnie mało.
To może jakiś przekaz, morał tej historii.
Też niewypał. Jadą. Zrobili deal, ukryli kasę i jadą...

I choć z trudnościami i przygodami docierają do celu. Jeden się cieszy, a drugi mówi: spierdoliliśmy.
Czy to ma być przesłanie? Fakt, iż dla hipisów ważniejsze było gonić króliczka niż go złapać? Ten styl życia miał w sobie tyle dziecięcej naiwności, ale i kompletnej beztroski, że albo umierało się młodo albo w pewnym momencie budziło się z tego snu, dojrzewało. Może i żałując pewnych rzeczy, ideałów i tej mitycznej wolności (róbta co chceta), ale ze świadomością, że nie da się przeżyć tak życia. Obrazki z wioski hipisów są dość wymowne. Kompletny brak organizacji, rozsądku i przymieranie głodem mają być tą idealną wizją społeczeństwa? Chora utopia. Na którą skazywane były też dzieci.
Dennis Hooper (również reżyser), Peter Fonta i nasz dobry znajomy Jack Nicholson są świetni, bo bardzo naturalni. To raczej scenariusz sprawił, że ten film się zestarzał, że dziś wydaje się ramotką. Zarówno w scenach, które miały dać dotknąć tego wiatru we włosach, jak i tych, gdzie okropne społeczeństwo próbowało im to odebrać. Jadą na Wschód przez Kalifornię, Nowy Meksyk, Teksas i Luizjanę i im dalej tym więcej w ludziach widzą braku akceptacji. Mówić o wolności, a być prawdziwie wolnym to dwie zupełnie różne rzeczy. Dotyczy to jednak również samych bohaterów i twórców filmu. Celem ich wyprawy miało być dotknięcie fenomenu obchodów Mardi Gras, ale dla nich zamieniło się to w jakąś tripową jazdę, w której bynajmniej nie znaleźli ukojenia. Łączenie Credo z imprezowaniem z panienkami na cmentarzu średnio smaczne. Ciekawe ile w założeniach było scenariusza, a ile z pomysłów które weszły do filmu były improwizowane. Narkotyki, dywagacje o życiu nie zawsze z sensem... Ech, jakoś nie przekonuje mnie ten film.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz