środa, 29 sierpnia 2018

Księgarnia z marzeniami, czyli słowa zbliżają

Notka pewnie dopiero wieczorem, bo czekam na seans, ale ponieważ mam niewielką zaległość, to może nawet dziś pojawi się nie jedna, a dwie notki. A jak nie dziś to jutro. Ten film jak znalazł - mam 3 godziny czasu do koncertu, zapowiada się sympatycznie (bo to fajne marzenie prowadzić własną księgarnię), a ulubione kino Atlantic praktycznie po drodze gdzie bym potem nie chciał biec dalej.
Zapowiadam więc relację z filmu, potem pewnie pojawi się jeszcze Bator, może Krajewski i dwa wpisy o premierach kinowych: Dywizjon 303, ale produkcja krajowa, bo brytyjską już widziałem oraz rosyjski Lato.
I nie tracę nadziei, że to będzie kolejny miesiąc, gdy uda się zrealizować plan. Jedna notka na dzień :) niczym bicie serca daje siłę do poszukiwania kolejnych rzeczy. Dla siebie. Dla Was.
I tylko brak czasu na porządki i blog powoli mi zarasta chwastami, jakimiś nieuzupełnionymi notkami.

A teraz parę zdań o filmie. O koncercie jednak jutro.
Spodziewałem się czegoś słodko-romantycznego, ale "Księgarnia z marzeniami" ma trochę inny klimat. To film o odwadze i sile marzeń, walce z przeciwnościami, ale niestety dość gorzki. Oglądałem z przyjemnością, no bo są książki :) A jak są książki i ktoś kto je kocha, to już film ma u mnie plusa. Sam bym chciał kiedyś założyć takie miejsce - księgarnię, kawiarnię, klub... Może jak wygram w totka? Bo żeby się ładować w kredyty jak bohaterka chyba bym nie chciał.
Niby film jest hiszpański, ale obsada brytyjska, akcja w małym miasteczku na wyspach, a i klimat wybitnie anglosaski. Jakiś taki sztywny... I nawet nie chodzi o arystokrację, ale ogólnie wszyscy chodzą jakby kije połknęli. Przecież lata 50 i 60 aż tak sztywne nie były, nawet w małych społecznościach. A może? W każdym razie nie spodziewajcie się w tej fabule większych emocji... Wszystko jakoś dzieje się tak mimochodem. Wiemy, że w postaciach kotłuje się masa uczuć, ale ujawniają niewiele.
photo.title

Florence Green, wdowa od wielu lat, postanawia założyć księgarnię, tyle że dom, który sobie upatrzyła miała na oku również żona miejscowej szychy, która widziała tam centrum sztuki. Bohaterka z sercem na dłoni, życzliwa i wcale nie nachalna w swojej działalności, nie potrafi do końca przełamać miejscowych układów, przekonać do tego, by zaakceptowano ją jako swoją. Coś jednak z jej pasji gdzieś tam zostanie. Choćby w jednej osobie...
Film raczej z tych, które są ładne, ale szybko się o nich zapomni. Mimo niezłej obsady i ładnych pejzaży.

2 komentarze:

  1. Gdybym była o wiele lat młodsza to też bym stała się chętnie posiadaczką księgarni, w której można by napić się również kawy czy herbaty.
    O obejrzeniu filmu już myślałam....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja ciągle marzę :) i jak mogę to chodzę do takich miejsc, bo wcale nie łatwo je utrzymać

      Usuń