niedziela, 19 sierpnia 2018

451° Farhenheita, czyli powinni tego zabronić

Dziś ostatni dzień długiego weekendu, psychicznie znowu trzeba szykować się do pracy, ale jeszcze z lekką zadyszką dwie notki filmowe. Obie średnio entuzjastyczne, choć ta druga raczej na plus. Przy pierwszej cisną mi się raczej przekleństwa na usta. Bo nie wiem po jaką cholerę robić takie produkcje. Gdyby to było tak, że ktoś sobie wymyślił taki scenariusz i nakręcił średniej jakości SF, ni to cyberpunkowe ni to dystopijne klimaty, nie miałbym żalu. Obejrzałbym pewnie bez emocji, wystawił średnią ocenę i szybko zapomniał. Ale k... oni porwali się na klasykę i zrobili z niej pulpę po prostu niezjadliwą. Czy to jakaś nowa moda, że wszystko będziemy uwspółcześniać i Krzyżacy niedługo będą chodzić w mundurach SS, żeby młodzież miała jakieś bardziej znajome odniesienie?
Jeżeli kojarzycie legendarną powieść Bradbury'ego, to kojarzycie, że chodzi o świat, w którym książki są zakazane, a ludzkość coraz bardzie podlega kontroli i wpływowi mediów elektronicznych. Sam tytuł nawiązuje do temperatury, w jakiej zaczyna palić się papier, a głównym bohaterem jest jeden z członków straży pożarnej, której zadaniem w tym świecie jest nie gaszenie ognia, ale jego wzniecanie, gdy tylko znajdą jakąś biblioteczkę.

Film Truffaut sprzed lat nie był doskonały, ale zachowywał pewien klimat powieści, nie zmieniał jej w drastyczny sposób. W roku 2018 wszystko wygląda inaczej. Tu już nie chodzi o same książki, bo niektóre są dozwolone, a raczej o wiedzę, słowa zapisywane są na nośnikach danych, wolność myślenia i wyboru, cenzurę, a zamiast pojedynczych ludzi, którzy starają się zapamiętywać słowa, mamy całą szajkę hakerów, z którymi walczy państwo. Rozmywa się cały sens, a słowo pisane, przelewanie myśli na papier, już nie wydaje się tak groźne - przecież w oryginale nie chodziło jedynie o same kartki w okładce, bo one były jedynie symbolem.
Mimo tego uwspółcześniania na siłę - niby futurystyczne miasto, każdy pożar jest transmitowany, nie zabrakło miejsca na lajki i media społecznościowe - nawet od strony wizualnej nie robi to większego wrażenia. Dialogi, scenariusz, w którym sugeruje się, że przemiana bohatera ma związek z romansem, zakończenie, które jest totalnie zmienione i dziecinne... Rany, jakie to wszystko jest słabe. Naprawdę byłbym za profilaktyczną cenzurą, która zakaże kręcenia takich filmów. Boję się bowiem, że młodzi obejrzą to gówno i nie sięgną ani po o niebo lepszy film sprzed lat, ani po książkę. 

2 komentarze:

  1. Skoro ten film nie grzeszy wysoką jakością, nie będę się za nim rozglądać. Choć jak kiedyś nadarzy się okazja w TV, to może i zobaczę. Swoją drogą, czasami nachodzą mnie takie dziwne, przekorne chęci na obejrzenie czegoś, co nie zanosi się nawet na znośnego średniaka. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też tak miewam. sięgam wtedy choćby po produkcje Marvella lub DC Comics:)

      Usuń