poniedziałek, 30 lipca 2018

Fogg - pieśniarz Warszawy - Młynarski-Masecki Jazz Camerata Varsoviensis, czyli piękne wspomnienia

Okładka płyty 'Fogg - pieśniarz Warszawy' / Materiały prasoweZnowu wracam do przedwojennych piosenek, zresztą wspominałem o tym, że podobnie jak w latach poprzednich wybieram się na koncert do Parku Wolności, przy Muzeum Powstania Warszawskiego. Różne już bywały tam koncerty, ostrzejsze, bardziej nawiązujące do samego Powstania, ale ten rzeczywiście był dość wyjątkowy.
Dla wielu z walczących Mieczysław Fogg, nie był postacią anonimową, był już artystą znanym i lubianym, a swój talent traktował jako coś czym może się dzielić, również podczas okupacji, często występując na nielegalnych koncertach. Sam był żołnierzem AK, odznaczonym za swą postawę, jak najbardziej jest więc to postać, która z Powstaniem się łączy. Choć równie ważna jest też jego postawa po wojnie - przybył do niej jako jeden z pierwszych i w ruinach otwierał swoją kawiarnię, by podnosić na duchu tych, którzy do stolicy powracali, by dać im namiastkę tamtego miasta, które pamiętali.
Ta płyta i ten koncert to dla mnie więc dotknięcie tego co tą przedwojenną Warszawę tworzyło. Sam Fogg, zawsze elegancki, kulturalny pan, to też artysta raczej z tamtych czasów, a nie z przaśnego PRL. Skupiono się więc na odkryciu (bo kilku nie znałem) albo przypomnieniu utworów sprzed wojny, początków kariery. Chór Dana, kabaret Qui Pro Quo, piosenki do filmów. Jejku, to również moje wspomnienia. W czasach gdy w telewizji niewiele było rzeczy sensownych, filmy pokazywane w cyklu "w starym kinie" potrafiły bawić i wzruszać. Choć wtedy dla mnie Fogg, występujący w koncertach z życzeniami (było coś takiego!) na żywo, był dla mnie raczej nudziarzem, teraz odkrywam jego twórczość i myślę, że w innym kraju, w innych okolicznościach, bylibyśmy dumni z niego tak jak np. Amerykanie z Sinatry.
Młynarski i Masecki już po raz drugi biorą na warsztat wspólnie przedwojenny materiał i cudnie im to wychodzi. Sekcja dęta, solówki na pianinie Maseckiego, całkiem niezłe wczucie się wokalne Młynarskiego, ciekawi goście to mocne strony tej płyty. Jan Młynarski świetnie sprawdza się też jako konferansjer, sypiąc ciekawostkami jak z rękawa. Na koncercie niezbyt mi przypadło go gustu wykonanie Joanny Kulig, ale za to Agata Kulesza rozbrajała swoją energią. Dobrze wypadły też numery wykonywane w chórku i stylizowane wykonania Szymona Komasy. Jego głos, choć czuć było operowe przygotowanie nie zepsuł klimatu, bo już wykonanie Barbary Kingu Majewskiej, było trochę z innej bajki, nie pasowało do całości.
Na płycie jest 14 numerów, od wesołych po bardzo poważne, a na koncercie do tego doszło jeszcze kilka piosenek powstańczych odśpiewanych z publicznością (to raczej repertuar Warszawskiego Combo Tanecznego). Ameryka, Argentyna, Może kiedyś innym razem i te najbardziej znane jak Tango Milonga, To ostatnia niedziela, czy Piosenka o mojej Warszawie. Ależ piękny wieczór. Nie tylko nostalgiczny.
Zaćmienie słońca i nucenie pod nosem Młodym być i więcej nic...     

2 komentarze:

  1. Przedwojenne piosenki mają swój klimat i magię, też często słucham. Pozdrawiam znad filiżanki porannej kawy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. również pozdrawiam mojego najwierniejszego czytacza :)

      Usuń