wtorek, 30 stycznia 2018

Łódź nie tylko filmowo, czyli kto powiedział, że to nudne miasto?


Dziwnie reagowali znajomi i rodzina, gdy mówiliśmy, że jedyne plany na ferie to jakiś krótki wypad do jakiegoś miasta, a jeszcze dziwniej gdy padała nazwa Łódź. Co ciekawego może być w Łodzi?
Jednak rodzinka przyzwyczajona już do różnych wypadów krajoznawczych, wie że prawie wszędzie można znaleźć coś ciekawego, wystarczy tylko poszukać - to one zdecydowały, że tym razem jednak jedziemy bliżej, a nie np. do Poznania, gdzie jeszcze też nie były.
Pora więc na krótką relację, a jeżeli ktoś jest zainteresowany, mogę podzielić się garścią podpowiedzi, bo plany były nawet szersze i zostało nam trochę pomysłów na następny raz.
Pierwsze co zawsze muszę brać pod uwagę to nie tylko plan, jakieś propozycje, aprowizację (nie banalną), to fajne miejsce do spania. Tym razem trafiłem w 10.


Skoro Łódź to Piotrkowska. I na pewno film. Może więc to połączyć?







Trzeba przyznać, że pomysł na stworzenie Stare Kino Cinema Recidence ktoś miał kapitalny. Stara kamienica, a w niej kilkadziesiąt apartamentów, z których każdy ma trochę inny klimat, wystrój nawiązujący do jakiejś postaci filmowej lub konkretnej produkcji. Zerknijcie na przykładowe fotki poniżej, a więcej na ich stronach. Wszystko, nawet korytarze są pełne jakichś nawiązań do filmów - to raj dla tych, którzy lubują się w robieniu ciekawych zdjęć, wyszukiwaniu jakichś detali.
Miejsce wcale nie jest przypadkowe, bo to właśnie w tej kamienicy w 1899 roku, Antoni i Władysław Krzemińscy uruchomili pierwszy stały kinematograf na ziemiach polskich. Do dziś w piwnicy hotelu funkcjonuje kameralne kino, a od czasu do czasu projekcje urządzane są ze starych projektorów taśmowych. Nam co prawda trafił się normalny seans (Forrest Gump), ale atmosfera i tak była wyjątkowa (nawet popcorn w małej maszynce został na szybko przygotowany).




Większość apartamentów to teoretycznie dwójki, ale miejsca dla naszej czwórki było aż nadto - dwa łóżka pojedyncze oraz duża rozkładana sofa. Charlie Chaplin dla córek to postać już trochę obca, ale dla nas związana z wieloma wspomnieniami, więc wybór okazał się trafny.

Jadąc autostradą dojechaliśmy błyskawicznie, najpierw więc udaliśmy się do nowo otwartego EC1, czyli centrum nauki - ogromnego kompleksu zaraz przy dworcu Łódź Fabryczna. W budynkach m.in. po dawnej elektrowni, będzie miało miejsce sporo nowych projektów (m.in. muzeum komiksu, kinematografii), na razie wszystko dopiero raczkuje, ale potencjał jest duży, a miejsce na pewno ma klimat. Odwiedziliśmy najpierw samo EC1 i wystawę na temat prądu (choć wiele tam informacji z różnych dziedzin) - dwa tygodnie po otwarciu ludzi już całkiem sporo, ale cześć eksponatów dopiero przygotowywana do uruchomienia. Po Centrum Kopernika może nie było w nas tak wielkiego wow! podczas zwiedzania, ale trzeba przyznać, że w tych wnętrzach (bardzo industrialne klimaty, pozostawienie wielu oryginalnych elementów elektrociepłowni) wszystko robi spore wrażenie. Dzieciaki trochę narzekały, że część eksponatów jedynie do oglądania, mniej niż CK interaktywności i eksperymentów, ale przecież i tak spędziliśmy tam prawie dwie godziny.
5 pięter, dużo pracowników tłumaczących różne zjawiska i pokazujących działanie różnych maszynerii, szkoda tylko, że nastawionych głównie na wycieczki. Na plus na pewno bardzo dużo miejsc do odpoczynku, toalet - nie trzeba biegać po budynku, bo praktycznie każde piętro takowe ma. Trochę przyrody, chemii, dużo więcej fizyki, duża ilość wyposażenia oryginalnego na którym tłumaczy się (np. przez gry) zasady ich działania.

Miejsce na pewno ciekawe i warte swojej ceny. Do tego są jeszcze seanse 3D i jakieś pokazy interaktywne (kosmos), ale na to niestety nie dotarliśmy, bo zbyt wiele czasu musielibyśmy czekać na wolne miejsca. Planetarium funkcjonujące obok prowadzi rezerwację, ale najłatwiej dostać się na pokazy popołudniowe, więc też ta przyjemność nas ominęła. Zafundowaliśmy sobie za to wystawę wynalazków Leonarda da Vinci - bardzo ciekawie przygotowana, wzbogacona o część poświęconą polskim odkrywcom, którzy są trochę zapomniani mimo wielkich osiągnięć, ale szczerze - za drogo jak na te kilka sal. Może powinienem się przyzwyczajać do cen zachodnich, ale mimo wszystko budzi to mój opór.

Stamtąd już tylko krótki spacer (wszystko w budowie - miasto wymyśliło sobie Bramę, która ma witać przyjeżdżających) na dworzec - strasznie wielki i pusty... Pewnie znacie już ze zdjęć jego część będącą połączeniem starego z nowym, ale z bliska to rozczarowuje, wygląda jakoś tak sztucznie i niestety ubogo.


Piotrkowska za to bardzo rodzince się spodobała. Zarówno same kamienice i budynki post-fabryczne, jak i masa knajpek (niewiele banków w odróżnieniu od Warszawki), najczęściej wcale nie tak drogich, cukierni. Oczywiście każdy pomnik, dekoracje świąteczne, aleja gwiazd musiały zostać obfotografowane i to nie jeden raz. Po pierwszym zachwycie potem wszystko normalnieje, ale nadal wydaje mi się to miejsce bardzo sympatyczne i nie tak sztywne jak Krakowskie Przedmieście. No i tu nikt nie stawia co miesiąc barierek. Tu zwykle się stołowaliśmy (np. Manekin), tu spędziłem miły wieczór (i cześć nocy) na planszówkach w pubie K6 (fajna atmosfera!), tu żona pobiegła na koncert punkowy.



Chodziliśmy sobie spacerkiem w tę i z powrotem, zaglądając do bram, szukając murali i ciekawych miejsc. Co z tego, że chłodno i pewnie latem te miejsca są jeszcze piękniejsze. I teraz są fajne, a przynajmniej nie ma takich tłumów. Nie obyło się oczywiście bez zerknięcia na Off Piotrkowską (pewnie bez dzieci spędzilibyśmy tam więcej czasu) i na zajrzeniu do Manufaktury (niestety na zakupy).

























Pałac Poznańskiego zrobił na nas spore wrażenie, choć większe chyba same wnętrza, niż wystawy tam przygotowane. Równie ciekawy pod tym względem okazał się Pałac Scheiblera, w którym siedzibę ma Muzeum Kinematografii. Natomiast SeMaFor gnieździ się w dość skromnych warunkach i trzymam kciuki za to, żeby nie tylko studio miało kolejne zlecenia, ale i godne miejsce do pokazywania swoich eksponatów. Tu już pozostawię Was z fotkami, bo nawet trudno opisywać wszystkie wrażenie - ciekawość mieszała się z wybuchami dziecięcego entuzjazmu, masą wspomnień.
Mam wrażenie, że jeszcze całkiem sporo w Łodzi mamy jeszcze do odkrycia - jej literackie, historyczne, filmowe powiązania to materiał na przynajmniej jeszcze jedną wyprawę, być może już we dwójkę, bez dzieciaków, które jednak mocno potrafią zmienić plany. Zrezygnowaliśmy np. z Muzeum Włókiennictwa (bo nogi bolą), a i w historię getta łódzkiego jakoś postanowiłem tym razem ich jakoś mocno nie zanurzać. Dotknęły tej wielokulturowości miasta, jego gwałtownego rozwoju, smuciły je zaniedbania i koszmarki rodem z PRL niszczące całe widok w wielu miejscach, z ciekawością słuchały naszych filmowych wspomnień. I chcą tu wrócić.
Zobaczymy kiedy nadarzy się kolejna okazja do kolejnego wypadu. W każdym razie Łódź nawet przy tej zimowej, szarej aurze, wszystkim nam się spodobała.


























6 komentarzy:

  1. Jak miło poczytać o swoim mieście... i nie tylko, że to "zła Łódź - miasto meneli".
    Pozdrowienia od łodzianki w piątym pokoleniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale fakt, że tylu żulików żebrzących co kilkadziesiąt metrów, to nigdzie tylu nie spotkałem co na Piotrkowskiej. Trochę to drażni. Łódź generalnie kojarzy mi się dobrze - znam stąd wielu świetnych ludzi (to już bardziej od strony zawodowej) pracujących z dzieciakami i młodzieżą, a dzięki temu również na samo miasto patrzę trochę z większą sympatią. Na pewno widać to, że przez wiele lat nie było tu jakichś szerokich inwestycji i teraz każda "na pokaz" robi dziwne wrażenie w całej masie szarości. Ja jednak lubię odkrywać nie tylko to co błyszczące i nowe, ale i to co starsze, byle był w tym jakiś element prawdy. A to w Łodzi czuję.

      Usuń
    2. Delikatnie powiedziane o masie szarości.
      Ja to określam dosadniej, bo trudno chyba znaleźć drugie takie miasto w Polsce równie ohydnie oszpecane wulgarnymi napisami, tak paskudnie pomazane.
      Ja bardzo często nie lubię swojego miasta, a mówiąc dokładniej nie lubię ludzi niszczących to miasto. Mieszkańców (głównie to jednak młode pokolenia wandali), którzy dewastują co się da (również tam gdzie sami żyją).
      Łódź to jest chaos wielopłaszczyznowy - nowe inwestycje obok śmierdzących ruder to tylko jeden najbardziej widoczny element.
      Rzadko teraz bywam na Piotrkowskiej, więc na temat żulików nie wypowiadam się. Ale za to Stare Bałuty po zmroku - to jest dopiero ekstremalne przeżycie! A w takim otoczeniu też trzeba żyć.

      Usuń
    3. Niestety w wielu miastach można znaleźć takie dzielnice. I wcale nie jest łatwo znaleźć sposób na ich przemianę, bo przecież nie da się tego zrobić stawiając tam piękne nowe apartamenty i ogradzając je od "tubylców", to musi być przemiana, która jakoś ich angażuje, daje im pracę albo przynajmniej poczucie, że napływ nowych ludzi, miejsc, może i turystów (jak na Pragę warszawską, która miała jeszcze kilka lat temu podobną opinię), nie jest dla nich niczym złym, że sami mogą być częścią tych zmian. Dużo pracy przed władzami samorządowymi. W Warszawie się obudzili i od kilku lat mocno w Pragę inwestują, może i w Łodzi się uda

      Usuń
    4. Warszawa jako stolica to zupełnie inna bajka.
      Łódź nie ma szans i nigdy nie miała dlatego, że jest zbyt blisko Warszawy. To zawsze była przeszkoda.
      Przegrywaliśmy wielokrotnie i nie ma znaczenia jaka była aktualna władza. Ostatni przykład - pominięcie naszego lotniska na rzecz Radomia, gdzie potrzeba sporo kasy ( u nas praktycznie bez dodatkowych kosztów).

      Usuń
    5. chyba nawet to nie jest kwestia odległości, przecież Radom równie blisko, a nie ma autostrady, więc lotnisko stoi puste. Głupota władz, które dają jedynie swoim i miastom gdzie mają szansę na wygranie. Ale zobacz, że jest tyle miast, które od lat są pomijane, a mimo to niektórym udaje się znaleźć na siebie jakiś pomysł. Czytałaś Archipelag Miasto? Tyle, że to strategia na lata

      Usuń