wtorek, 16 marca 2021

Plaga - Bartłomiej Świderski, czyli wszyscy w tym siedzimy

Pandemia inspiruje i nie dziwne, że pojawia się na rynku coraz więcej powieści wykorzystujących sytuację w jakiej się znaleźliśmy. Oto kolejna próba spojrzenia na naszą rzeczywistość, o tyle ciekawa, że autor nie skupia się jedynie na tym co się zmieniło w naszym funkcjonowaniu, ale próbuje się zmierzyć z teoriami spiskowymi, których przecież i dziś nie brakuje. Jeżeli więc macie ochotę na thriller z odrobiną sensacji i efekt pisarskiej wyobraźni na temat tego jak będziemy żyć za rok, czy dwa, spróbujcie. Darmowa próbka jest dostępna na stronie www.plaga2023.pl/ a wersja audio zdaje się, że dostępna również jest na Audiotece.
Szczerze - dopóki autor opisywał swoje emocje, stan psychiczny spowodowany izolacją, zachorowaniem ukochanej, czy też jakieś obrazki z ulic, które jakoś rejestrował jako obserwator, można było poczuć nie tylko ciekawość, ale i dreszczyk niepokoju.
Ten lęk, który pojawia się na myśl o tym, że zetkniesz się z kimś bez maseczki, kto lekceważy zagrożenie, że może sam zostaniesz zakażony i tym samym najprawdopodobniej uruchomisz zegar z ostatnimi miesiącami/tygodniami życia. Ta zgroza gdy zdajesz sobie sprawę, że najprawdopodobniej twój przyjaciel z premedytacją cię zaraził... Bohater dał się skusić na wyjazd za miasto tylko pod warunkiem zapewnienia bezpieczeństwa - mieli być tylko we trójkę, wcześniej pokazać sobie wynik testów, ufać, że cały czas są ostrożni. To miały być dwa tygodnie na napisanie scenariusza filmu, który będzie nową wersją "Dżumy".
Kuszący pomysł, nieprawdaż? Miasto, czy nawet całe kraje ogarnięte śmiertelnym niebezpieczeństwem, dziesiątkujący populację wirus i postawy ludzi wobec zagrożenia - materiał prawie gotowy, a tu jeszcze ktoś obiecuje ci, że jest kasa na jego realizację...
Michał daje się skusić, ale od pierwszych godzin wyjazdu przeżywa na tyle silne podejrzenia, że coś jest nie tak. Spisuje swoje różne doświadczenia, hipotezy, obserwacje na bieżąco, nawet nie wiedząc jak dramatyczny finał napisze mu rzeczywistość. Im dalej jednak zagłębiałem się w tą historię, tym mniej niestety miała ona w sobie oryginalności - jakieś tworzone specjalne strefy dla zarażonych, dziwne interesy, które próbuje się robić przy okazji pandemii, buntownicy krzyczący, że żadnej pandemii nie ma... Niby autor podkręca tempo, ale jednocześnie mam wrażenie, że traci klimat i wciąga czytelnika w gąszcz wydarzeń, w których ten zaczyna się gubić, co odbiera część frajdy.  

Po Szczurach Wrocławia chyba mnie po prostu ciężko przestraszyć i zaskoczyć. Szmidt był mistrzem w oddaniu grozy zarazy, choć miała ona inny charakter. Świderski chyba zbytnio się spieszył z wypuszczeniem tekstu i niestety mam wrażenie, że nie jest do końca dopracowany. Może to jednak jedynie moje wrażenie? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz