niedziela, 8 listopada 2020

Czas patriotów - Tom Clancy, czyli na celowniku

Jestem wdzięczny Wydawnictwu ZNAK za powrót do Toma Clancy'ego. To przecież jeden z tych pisarzy, których czytałem lata temu z wypiekami na twarzy, a Jack Ryan to taki bohater, który zostaje w głowie na długo i porównuje się go potem z ekranowymi wizerunkami. Seria póki co była publikowana zgodnie z kolejnością pisania, a ta niestety nie jest zgodna z chronologią samej historii, a więc "Polowanie na Czerwony Październik" to przecież tom 4 a "Czas patriotów" tom drugi cyklu. Czy to jakoś przeszkadza w odbiorze? No raczej nie, choć może warto jednak zebrać sobie całość i czytać po kolei. Wtedy będziemy zorientowani nie tylko w sytuacji rodzinnej bohatera, ale i w miejscu pracy - przecież to gość, który raczej twierdził, że nie wróci do służby czynnej, zwykły facet wykładający historię przyszłym dowódcom wojskowym. Sam swą karierę marines zakończył po wypadku i choć stanął na nogi, nie myślał o tym poważnie. Co więc skłoniło go do współpracy z CIA? Tego właśnie możemy dowiedzieć się z "Czasu Patriotów". Zatrudniono go jako analityka, ale z jego szczęściem do ładowania się w kłopoty...

Być może kojarzycie ekranizację z Harrisonem Fordem (jak dla mnie za stary), ale w skrócie przypomnę zarys fabuły:
Przebywając prywatnie wraz z rodziną w Londynie, Jack Ryan udaremnia zamach irlandzkiej Armii Wyzwolenia Ulsteru na rodzinę królewską. Psuje im szyki, zabija jednego z zamachowców, a drugiego rani, dzięki czemu trafia on za kratki. Choć sam też otrzymuje postrzał, szybko dochodzi do siebie i z zaskoczeniem przyjmuje nagły rozgłos jakiego przydaje mu to zdarzenie. Tytuł szlachecki jest jedynie uwieńczeniem podziękowań jakie na niego spływają. Jack jednak nie przewidział tego, że tym samym staje wraz z rodziną na celowniku tych, którzy chcą zemścić się za porażkę. Nigdy dotąd Irlandczycy nie dokonywali zamachów na terenie Stanów, ale jeżeli przy okazji mogą osiągnąć dodatkowe cele polityczne, to ich zdaniem gra jest warta każdych przygotowań. Rozpoczyna się rozgrywka, w której stawką jest życie nie tylko Ryana, jego żony i córki, ale też dużo więcej - choć dla niego to pierwsze wystarcza. Kto nadepnie mu na odcisk, zyskuje sobie śmiertelnego wroga. Do czego więc zdolny jest historyk, gdy się go wkurzy? Czy potrafi pociągnąć za spust, by nie dopuścić do tego, by mordercy udało się uniknąć sprawiedliwości przed sądem lub zwiać z więzienia? 


Nawet po latach to wciąż dobrze się czyta. Oczywiście realia się zmieniły, również te polityczne, ale przecież i dziś czytamy kryminały retro, więc czemu sensacji Clancy'ego nie potraktować podobnie? Chwilami drażni, że to takie przegadane, że autor tyle uwagi poświęca poszczególnym jednostkom, stopniom wojskowym i całej otoczce różnych formacji, ich rywalizacji, ale gdy dochodzimy do scen akcji pozostaje tylko frajda. Docenia się też konstrukcję całości, pokazanie drobiazgów na jakie składa się śledztwo oraz dwa różne spojrzenia na to co nas czeka: przygotowania zarówno służb jak i tych, którzy chcą im zagrać na nosie. A o tym kto wygra czasem decyduje mało znaczący szczegół. 
tnie znalazł się o krok od śmierci.

Kawał dobrej sensacji. I już wyciągam ze stosów kolejny tom wydany przez ZNAK. Tym razem skok we współczesność, bo będzie to tom 24 cyklu z roku 2017 Władza i imperium.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz