środa, 18 listopada 2020

Szczury Wrocławia. Szpital - Robert J. Szmidt, czyli zamkniemy się i przeczekamy...

Domykam na Notatniku cykl ze zombiakami we Wrocławiu. Trzeci tom ma najmniejszą objętość, można go potraktować jako uzupełnienie dwóch poprzednich tomów, taki bonus, ale jest nie mniej smakowity. Przypomnijmy: jest rok 1963, we Wrocławiu panuje dość ścisły reżim sanitarny ze względu na epidemię ospy, ale nagle dzieje się coś kompletnie zaskakującego. Nie wiadomo dokładanie w którym miejscu rozpoczęła się apokalipsa, ale szybko rozszerzyła się na całe miasto. Ba, okazało się, że to samo zadziało się w różnych miejscach na świecie i nie tylko Wrocław pogrążył się w chaosie. Żadna broń, żadne metody nie są skuteczne wobec żywych trupów, które żądne krwi atakują ludzi. Wystarczy dotyk, by ktoś zmienił się w zombie, a każda śmierć, może być katastrofą dla tych, którzy znajdą się blisko. Szok, jaki przychodzi gdy widzą zmarłego stającego na nogi, niezależnie od ran jakie miał zadane, zanim minie może być już dla świadków za późno. 

Trzeci tom przynosi nam epizod z początkowej fazy epidemii, gdy już część ludzi zdawała sobie sprawę z natury zagrożenia, ale na pewno jeszcze nie wszyscy. Próby przewidzenia tego co nastąpi, zabezpieczenia się przed żywymi trupami, pozornie uporządkowane i sensowne wobec ludzkich emocji, okazują się niewiele warte.


W centrum akcji jest szpital psychiatryczny, w którym dyrektor, świadom zagrożenia, próbuje zebrać resztki zespołu, zabarykadować się w starych murach budynku i przetrwać jakiś czas, z nadzieją na nadejście jakiegoś ratunku. Nie chcąc wzbudzać paniki, nie mówi swoim współpracownikom wszystkiego, a to nieuchronnie prowadzi do błędów, które mają przerażające konsekwencje. Wystarczy jeden pacjent, który im umrze, a po chwili mają całą sale zombiaków... Szanse na przeżycie personelu i ich żywych podopiecznych mimo stosowania leków, wiązania, zamykania, są coraz mniejsze. A uciec nie ma dokąd, bo sami się zabarykadowali. Jest bardziej klaustrofobicznie niż w poprzednich tomach, a smaczku dodają jeszcze opisywane przypadki pacjentów (jest nawet ktoś upierający się, że przybył z naszej rzeczywistości).

Kolejna odsłona dramatu mieszkańców. Historia krwawa, makabryczna i z klimatem. Świetne uzupełnienie cyklu, choć tak naprawdę to wątek poboczny. I mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja wrócić z autorem do Wrocławia opanowanego przez zombie. Może ktoś podejmie też próbę rozszerzenia tego pomysłu na inne miasta? Będziemy mieli własne uniwersum Metro 2033.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz