piątek, 1 marca 2019

Upadłe anioły, czyli jak sie bawić to z najlepszymi



Lubię sztuki, które mózg zakręcą, zwoje wyprostują, psyche wytrzepią, ale dla równowagi od czasu do czasu trzeba pobiec na jakąś komedię. Już wiem kto reżyseruje tak, że śmieję się serdecznie, ale i z tyłu głowy myśl jakaś zakiełkuje, coś się obnaży, wyjdzie przysłowiowe „szydło z worka”. Bo komedia musi bawić, ale dobrze zrobiona zawsze pozostawi nas z pytaniem: A jakie ty masz sekrety? A może myślisz podobnie? A może wcale nie jesteś taki na jakiego chcesz wyglądać, itp. Itd. Mówię oczywiście o Krystynie Jandzie i jej reżyserii. Nie dość, że sama aktorką jest nieprzeciętną, to sztuki w jej reżyserii są po prostu cudne.
 


Zakłamanie mieszczańskich domów i hipokryzję ludzi na polskim gruncie opisywała zarówno Zapolska jak i Boy-Żeleński, ale – jak mówią - u sąsiadów trawa wydaje się bardziej zielona. Może inne nacje są bardziej szlachetne, mądrzejsze, lepiej wychowane? Krystyna Janda udowadnia, że wcale tak nie jest. A sztuka Noela Cowarda „Upadłe anioły”, którą wystawia OCH-Teatr jest tego najlepszym dowodem. Mało tego, sztuka napisana niemal sto lat temu do dziś nie traci nic na swojej aktualności. Bo, proszę państwa, odkąd zeszliśmy na dobre z drzewa i wiemy, że kobiety to osoby emocjonalne bardziej od mężczyzn i wymagają jakby więcej uwagi i czułości ze strony panów, to nie może być tak, że mężczyzna po dwóch latach małżeństwa jedyną ekscytację wykazuje patrząc na piłeczkę golfową. A zaniedbana uczuciowo kobieta, znudzona szarością dnia codziennego, mając przy boku przyjaciółkę w takiej samej sytuacji może chcieć sobie nadrobić braki małżeństwa. Tym bardziej, gdy okazuje się, że do Londynu przybył były francuski kochanek z lat przedmałżeńskich obu przyjaciółek i zapowiada wizytę. A gdy kota nie ma (mężowie wyjechali na weekend pograć w golfa) to myszy harcują…



Ach,  co to za „myszy” i jak harcują! To poezja i eksplozja jednocześnie! To popis gry aktorskiej obu pań najwyższej próby. Julia – Magdalena Cielecka i Jane – Maja Ostaszewska dały „czadu” (jak mówi młodzież). Obie znam jedynie z filmów i raczej ról dramatycznych, a na scenie OCH-Teatru to wulkany komediowej energii, robią rzeczy o których nikomu się nie śni. Są po prostu boskie. Piękna dykcja, cudowny ruch sceniczny, wyprowadzony pięknie gest, mimika adekwatna do sytuacji. I tak jak w tekście utworu jedna przekazuje drugiej swoją ekscytację, tak ma się wrażenie, że obie aktorki oddając tekst same się przy tym świetnie bawią, napędzają się wzajemnie, nie widać tu rywalizacji a jedynie zachętę do wspólnej zabawy. To sprawia, że z minuty na minutę obie się „nakręcają” a z nimi cała widownia. I wszyscy bawią się wybornie. Nie powiem nic więcej, bo to trzeba zobaczyć samemu.



 
fot. Marta Ankiersztejn. źródło strona Och Teatr

Każdy z nas jest poniekąd takim „upadłym aniołem”; umiemy kłamać, zdradzać, bywamy hipokrytami jeśli wymaga tego sytuacja, umiemy przywdziewać maski, udawać, że wiemy więcej niż inni. Bywamy zawistni, udajemy przyjaźń. I o tym jest ta sztuka, ale forma podania nam tych informacji wywołuje salwy śmiechu na widowni.



„Upadłe anioły” to koncert na dwie teatralne divy. Obie są tu rewelacyjne. Ale nie mogłyby błyszczeć gdyby nie inni aktorzy na scenie: Marta Chyczewska w roli służącej, która wiedzą przewyższa obie przyjaciółki, a jednocześnie powściągliwa i elegancka jest przeciwwagą dla rozemocjonowanych dam, co jest kolejnym przyczynkiem do śmiesznych sytuacji scenicznych. Również mężowie obu pań: Maciej Wierzbicki i Wojciech Kalarus spisali się świetnie, a obiekt pożądania Maciej Zakościelny – wywołał westchnienia zarówno na scenie jak i na widowni.



W dodatku, piękne kostiumy sceniczne (Tomasz Ossoliński), scenografia (Maciej M. Putowski), dobrze prowadzone światło (Katarzyna Łuszczyk) i świetnie dobrana muzyka – to wszystko składa się na ten uroczy, zabawny spektakl, który został nagrodzony oklaskami na stojący.



Jak się bawić – to z najlepszymi!



Zachęcam i polecam.



MaGa



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz