
Tym razem wywiało (ze względu na aurę to nawet dosłownie) ich aż na irlandzką wyspę Inishmore, dokąd Solański przyturlał się autkiem, a potem łodzią, bo przecież nie będzie pieska stresował lataniem. O kasę, której zwykle mu brakowało, tym razem na szczęście nie musi się martwić, wszystkie wydatki pokrywa zleceniodawca.
A jest nim staruszek, który zaniepokojony milczeniem wnuczki postanowił wynająć detektywa. Takie to już czasy, że młodzi wyruszają "za pracą", choć zwykle ich marzenia mocno rozbijają się o rzeczywistość. Matyszczak dość zgryźliwie pisze o sytuacji w Irlandii, gdzie kryzys mocno dał się we znaki i teraz niechętnie już patrzy się na imigrantów z Polski, choć lenistwo nie pozwala im na podejmowanie się prac, którymi oni zwykle się zajmują. Kasia pracowała w jednym z hotelików na wyspie sprzątając i zarabiając grosze, niby była lubiana, ale jakoś jej zniknięciem też nikt za bardzo się nie przejął. Cała sprawa ma mieć związek z korespondencją sprzed lat, jaką pisali do siebie bracia - rozdzieliła ich wojna, potem jeden został w kraju, a drugi na Wyspach. Solański nie za bardzo rozumie jak ma się to wiązać ze sprawą dziewczyny, ale wierzy swemu zleceniodawcy i bada listy dość wnikliwie, w czym pomaga mu też Róża. Tak - ona też akurat znajduje się na tej samej wyspie, tu pracuje w jakiejś hamburgerowni i jest przeszczęśliwa bo ma adoratora. Skoro jej dawny ukochany jest ślepy, głuchy i niekumaty, to musi dziewczyna się jakoś ogarnąć prawda? Szkoda tylko, że gust tubylców sprawia, że już nie musi nawet chudnąć. A cała sytuacja jakoś dziwnie denerwuje detektywa - czyżby jednak zazdrość?
W hotelu masa sekretów do rozwikłania, czyli powtarza się schemat z tomu pierwszego, ale jakoś intrygi kryminalne wymyślane przez autorkę mnie nie wciągają. Znowu bardziej bawiły mnie same dialogi i scenki między bohaterami, rozmyślania Gucia i wątek historyczny - ten uznaję za dość ciekawy. Pogoda sprawia, że zielona wyspa wydaje się mało gościnna i przyjazna, nie będzie tu więc romantycznych zielonych wzgórz, klimatycznych pubów, pełnych przemiłych gości przygrywających wieczorami gościom. I może lepiej niech nie czytają tej książki irlandzcy policjanci, bo ich obraz również jest mało sympatyczny.
Co sądzę o tym tytule? Można przeczytać, ale moim zdaniem nic wyjątkowego.
Ja się dobrze bawiłam, więc czekam na tom trzeci. :)
OdpowiedzUsuńgdyby wpadł mi w ręce to też bym pewnie łyknął, ale chyba najbardziej ze względu na psa :)
UsuńZ ciekawości bym przeczytała, by wyrobić sobie własną opinię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)