Najlepszy jest wątek główny z dość cynicznym i chciwym lekarzem, który nie omija żadnej okazji do tego, by zdobyć trochę kasy. Współpracuje z władzami zaglądając do obozów dla uchodźców, ale nawet nie po to by leczyć, ale by za łapówki załatwiać im miejsce w normalnym szpitalu, skąd mogą już swobodnie uciec i wtopić się w tłum. Byle uzyskać szansę na wyjście z obozu, na to by wyruszyć dalej lub znaleźć jakąś szansę na zbudowanie sobie przyszłości. Nie jest to jednak wcale takie proste, by interpretować ten film jako obronę praw tych ludzi do normalnego życia - niby widzimy cały koszmar, który ich dotyka: ile ich ginie przy przekraczaniu granic, jak strzela sie do nich jak do kaczek, ich determinację i beznadzieję, gdy utkną za drutami, ale Mundruczó w finale wcale nie boi się powtarzać stereotypowych sądów na ich temat, pokazując ich jako bezlitosnych samobójców.

Co ma nam powiedzieć latający Syryjczyk? Jeżeli to przyjście do zepsutego świata, w którym nikt już nie myśli o metafizyce miało kimś wstrząsnąć, to ani w fabule, ani na sali kinowej jakoś tego nie czuć. Może i ciekawe, ale przekombinowane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz