piątek, 23 lutego 2018

Fartowny pech - Olga Rudnicka, czyli i po coś tu przyjeżdżał

Mimo że w ostatnich tygodniach znowu złapałem trochę "wiatru w żagle" z czytaniem, to muszę przyznać, że najlepiej mi idą rzeczy leciutkie, nieskomplikowane. Ot w sam raz, nawet gdy wracasz koło północy do domu i oczy się kleją. Na przykład Olga Rudnicka. Kilka godzin zabawy i masz poczucie, iż może nie było to coś super oryginalnego, to jednak sprawiło sporo frajdy. Przypominała mi się nieśmiertelna Joanna Chmielewska i jej pomysły na budowanie fabuły. Pewnie "Fartowny pech" bardzo by jej przypasował. Wrzucenie bohaterów, którym niewiele w życiu się udaje, w gęstą akcję gdzie brani są za zupełnie kogoś innego, obserwowanie jak się z tego wyplączą, w dodatku zachowując czyste ręce, co w półświatku raczej jest wyjątkiem - czyż taka komedia pomyłek w połączeniu z kryminalną intrygą nie wydaje się Wam znajoma?
Wszystko zaczyna się od tego, że Gianni, nieuchwytny dla policji spec od brudnej roboty działający na całym świecie, postanawia wpaść na chwilę do ojczyzny. Rzadko przyjmuje zlecenia z Polski, nie chce sobie tu bruździć, bo może zamarzy mu się kiedyś spokojna emerytura, skoro jednak może połączyć krótki urlop, odwiedziny brata i jeszcze przy okazji coś zarobić, to czemu nie?

Wszystko trochę się komplikuje gdy ów brat oświadcza, że rzucił robotę w policji i zamierza zostać prywatnym detektywem, a Gianni nieopatrznie postanawia zatrudnić go do pomocy w sprawie, którą ma się zajmować. Tym razem nie ma bowiem wskazanej ofiary - musi znaleźć kto bruździ poznańskiemu mafiozowi Padlinie, podbierając mu teren. Konkurencja nie śpi, nie wolno okazywać słabości, nic więc dziwnego, że lepiej zapłacić najlepszemu, niż obudzić się z ręką w nocniku. Ani Padlina, ani też Gianni nawet nie przewidują jak wszystko wokół nich się zapętli, pokomplikuje i zmusi do działań i decyzji dla nich samych zaskakujących.
Wszystko to rozpisane na niezłe tempo akcji, dobrze zaplanowane i okraszone zabawnymi scenkami. Co prawda mafiosi jacyś wyjątkowo grzeczni, niewiele przeklinają, ale nie szukajmy tu realizmu. Podstawą mają być naszkicowane szybką kreską postacie, sympatyczne, ale i z jakimiś wadami (choćby pechem) i postawienie ich w nowych dla nich sytuacjach. Policjant, który został pokonany przez dwunastolatkę, seryjny morderca, który tym razem ma jakieś opory by wykonać zlecenie, czy bandyta, który szuka kandydata na męża dla córki i swojego następcy - Polska zdecydowanie jakoś miesza w głowach ludziom. Nawet gdy ktoś próbuje zachować przytomność umysłu, to każde spotkanie towarzyskie, biznesowe, rodzinne i tak kończy się potem bólem głowy i jeszcze większymi problemami.
Lekkie, zabawne i po jednej "wtopie" znowu Olga Rudnicka ma u mnie otwarty kredyt zaufania.

3 komentarze:

  1. Tej książki jeszcze nie znam, ale czytałam inne . Na pewno znajdę czas aby przeczytać

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie humor Rudnickiej zupełnie nie leży. Zawsze się zastanawiam, jak te książki mogły zrobić taką karierę. Poza tym, porównywanie pani Rudnickiej do Joanny Chmielewskiej, moim zdaniem jest bardzo na wyrost. Styl może podobny, ale Chmielewska umiała pisać. U Rudnickiej z talentem literackim tak sobie. A poza tym książki robią się bardzo powtarzalne, jakby zaczynało autorce brakować pomysłów. Bo żart o "homo" w wykonaniu babć może i śmieszył za pierwszym razem, ale powtórzony 50 jest już tylko żenujący.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja dopiero 3 czy 4 za sobą, w tym jedna mi kompletnie nie podeszła, jedna bardzo, dwie tak średnio. A Chmielewskiej też zdarzały się takie kichy, że czytać się nie dało. W sumie te porównania jakoś same przychodzą - jak humor plus lekki kryminał, to mi od razu jako najlepsze wzorce przychodzą do głowy książki sprzed lat p. Joanny

      Usuń