wtorek, 7 listopada 2017

Najlepszy, czyli od zera do bohatera

Chyba wszyscy pamiętamy film "Bogowie" o Relidze i jego ekipie przeszczepiającej serce, pewnie wiele osób tak jak ja cieszyło się wtedy: wreszcie produkcja przypominająca najlepsze wzorce z Hollywood. Świetnie zachowana równowaga między porażkami i zwycięstwem, napięcie jakie nas trzymało, mimo że znaliśmy koniec, bardzo dobrze dobrana ścieżkę dźwiękową, scenariusz z wyrazistymi rolami, dzięki czemu mogli błysnąć aktorzy. No po prostu: wow! I oto reżyser tamtego filmu, czyli Łukasz Palkowski, powraca na duży ekran (w "międzyczasie" realizując m.in. Belfra dla Canal+) z historią może nawet ciekawszą, bardziej dramatyczną. Na festiwalu filmowym w Gdyni obraz zebrał bardzo duże brawa i pochwały krytyków, a już za parę dni każdy będzie mógł przekonać się na ile udało się dosięgnąć do wysoko zawieszonej przez "Bogów" poprzeczki.

Czuje się w tym filmie podobny pomysł, dramaturgię. Jeżeli Amerykanie osiągnęli mistrzostwo w filmach opowiadających o trudnej drodze do sukcesu, wyciskaczach łez, udowadniających widzom, że wszystko jest możliwe, bo (i tu wstaw właściwe) dzięki A. Miłości B. Treningowi C. Uporowi można osiągnąć nawet to co nierealne, aż dziwne, że za Oceanem nikt nie zainteresował się życiorysem Jerzego Górskiego. A może i dobrze, bo dzięki temu tę historię mógł opowiedzieć Palkowski, osadzając ją mocno w naszych realiach, nie ma obaw, że coś będzie nam zgrzytać: "to nie wyglądało tak w latach 70, czy 80". Dziś ta postać jest trochę zapomniana, może dlatego, że w roku 1990 o social mediach i dokumentowaniu każdego wydarzenia na taką skalę jak dziś nikt nie myślał. Przypomnijmy więc: Jerzy Górski (dobra rola Jakuba Gierszała), to facet, który ustanowił rekord świata w triathlonowych mistrzostwach świata, kończą tzw. podwójnego Ironmana. To może nie byłoby tak znaczące, gdyby nie fakt, że jeszcze parę lat wcześniej był na samym dnie, był heroinistą, któremu nikt by nie dał szans na przeżycie choćby kilku tygodni bez ćpania.
I to właśnie droga ku zatraceniu, a potem walka z własnymi demonami są podstawą fabuły. Gdy życie się wydaje już walić, nie mieć sensu, bohater łapie się ostatniej deski ratunku. I trzyma jej się uporczywie, nawet gdy innym wydaje się, że już jego problem zniknął. Twarda szkoła Monaru (ciekawa rola Janusza Gajosa jako Marka Kotańskiego - aż by się chciało cały film o nim!), nauczyła go pokory, dyscypliny, tam odkrył w sobie też siłę do tego, by stawiać sobie jakieś cele. Najpierw była to raczej próba zagłuszenia wszelkich dylematów wysiłkiem. Aż do bólu. Do granic możliwości. Potem zapragnął zmierzyć się z innymi.
Nie jest to obraz przyjemny, choć pewnie dla tych, którzy stykają się z problemem narkotyków, nie będzie tu nic szokującego. Czy może okazać się dla kogoś motywacją do zmian? Czemu nie - bohater przecież z początku wydaje się tak słaby, że nawet dziecko by go prześcignęło. Dostał szansę i wsparcie, parę osób w niego uwierzyło, ale to głównie sobie zawdzięcza to, że nie odpuszczał, wciąż zmuszając się do kolejnego wysiłku. 
Palkowski znowu stworzył film, który po prostu się ogląda, rozrywkę, bez specjalnego psychologizowania, wszystko mamy podane na tacy w taki sposób, że jaśniej się nie da. I to jest klucz do sukcesu. Odrobina humoru (postacie drugoplanowe! wspominany Gajos, zabawni Kot i Jakubik), dramatu, miłości (dobre role pań: Kamili Kamińskiej, Magdy Cieleckiej i Anny Próchniak), a przede wszystkim pokazanie prawie namacalnie tej walki, zmagań z własnym umysłem i ciałem, drogi do zwycięstwa. Sceny dramatyczne umiejętnie przeplecione są z czymś co trochę rozluźnia atmosferę i widz nie czuje w żaden sposób znużenia. Po raz kolejny zwraca też wpadająca w ucho ścieżka dźwiękowa i dobrze napisane dialogi. To co ewentualnie można by wskazać jako minus, to nie zawsze doskonała charakteryzacja - czyżby mniejszy budżet niż w przypadku poprzedniego filmu?
Czuć, że tym razem twórcy wybrali trochę drogę na skróty, upraszczając pewne wątki i wygładzając wszelkie fale, tak byśmy skupili się jedynie na samym triathlonie, uwierzyli, że to zwycięstwo stanowi finał przemiany i otwiera drogę do szczęścia. Ale powiedzcie, czyż nie kochamy takich hollywoodzkich bajek? Że patos? Ale z jaką klasą!
Może i nie pokocham tego obrazu tak jak "Bogów", ale pewnie tak jak i tamten, obejrzę "Najlepszego" jeszcze kilka razy i to z przyjemnością.
Film będzie miał premierę 17 listopada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz