środa, 23 listopada 2011

Habemus Papam czyli bliżej dramatu niż komedii

Wyczytać o filmie można było: Śmiała, inteligentna komedia, w której kościół pokazuje swoją ludzka twarz i wielki europejski przebój kinowy z genialną kreacją Jerzego Stuhra... Cholera chyba byłem na innym filmie. Ani to komedia, ani śmiała, poweidziałbym, że średnio inteligentna, Stuhr też wcale nie genialny... Nie odbieram go też jako antykościelnego (a jeżeli już ktoś to odczytuje jedynie jako satyrę na chierarchów to znaczy, że można mu tylko współczuć).  No więc jak to jest z tym filmem? Wiele hałasu o nic? Czy to, że reżyser od dawna określa siebie jako ateistę i często atakuję Kościół, albo to, że opowiada o papieżu ma natychmiast podnosić wartość filmu, czy sprawiać, że mamy doszukiwać się w nim jakichś ukrytych kontekstów?
Zaczyna się od zdjęć z pogrzebu Jana Pawła II. Jest poważnie, uroczyście. Potem mamy jakieś migawki z konklawe i pojawiają się pierwsze niespójności - z jednej strony reżyser nabija się z kardynałów i z całej ceremonii (gdzie tu wpływ Ducha Świętego, który miałby pomagać wyborowi?), sugeruje, że to przypadek albo nawet ludzkie ambicje decyduja o wyborze następcy Św. Piotra; z drugiej strony już pojawiają się pierwsze sceny pokazujące, że żaden nie chce tego ciężaru. Gdy wreszcie wybiorą jednego spośród siebie, widać jego wahanie, zaskoczenie, ale i pokorę gdy zgadza się przyjąć wybór. Gdy jednak ma wyjść na balkon by pobłogosławić wiernych zebranych na placu św. Piotra, ogarnia go tak wielki lęk, że ucieka z przerażeniem.
I oto mamy myśl przewodnią - człowiek, który uważa, że jest niegodny papieskiego urzędu, jest przerażony, zagubiony do tego stopnia, że pogrąża się w depresji, totalnie traci kontakt z rzeczywistością, z tym kim był, kim jest. Na początku wszystkim wydaje się, że jest to chwilowy kryzys, potem rozpoczynają się próby "wyleczenia". Być może to miał być ten pierwszy prztyczek reżysera dla wiary - oto kardynałowie są zmuszeni prosić o pomoc psychoanalityka i to na dodatek ateistę (w tej troche denerwującej roli sam reżyser Nanni Moretti). Ale przecież nie ma tu jakiegoś triumfu nauki nad wiarą - mamy jedynie parę mniej lub bardziej zabawnych dialogów pomiędzy lekarzem, a kardynałami. Oni sami mogą nam sie wydawać zabawni z różnymi nawet dziecinnymi zachowaniami (oj jest to mocno przerysowane), ale też nie są żadnymi potworami - pokazanie może w lekko satyrycznym świetle całego konklawe i "tajemnic" Watykanu nie jest żadnym oskarżeniem, atakiem czy próba udowadniania, iż racja leży po stronie ateisty. On sam jak widzimy też jest mocno pogubiony we własnym życiu, narcystyczny i wcale nie nieomylny.
Ale wróćmy do naszego głównego bohatera (ciekawa rola Michela Piccoliego). Otóż postanawia on wreszcie przy najbliższej okazji po prostu uciec. I można to interpretować różnie - jako ucieczkę, jako próbę odnalezienia na nowo różnych odpowiedzi na temat przeszłości, swoich wyborów, tęsknoty za prostym życiem wśród ludzi. Ile możliwości... Bo też film nie daje żadnych odpowiedzi, dryfuje to w jedna to w drugą stronę - od dramatu człowieka, którego przeraziło czekające go zadanie, przeżywającego olbrzymi kryzys wiary, powołania; do scen komediowych jak to Watykan próbuje ukryć przed światem ucieczkę papieża. Cóż Moretti nam próbuje przekazać? Że papież jest człowiekiem takim jak my, a nie żadnym ideałem, że ten wybór to nie splendor i władz, ale olbrzymi ciężar i odpowiedzialność? Czy to, że często popełniamy błędy w dokonywaniu pewnych wyborów, a później brniemy z przyzwyczajenia spychając gdzieś głęboko swoje prawdziwe pragnienia (sporo tu takich przykładów - ludzi, którzy coś robią lub mówią twierdząc, że są w tym świetni, aż do chwili gdy muszą przyznać się do porażki i do udawania)? Czy też jednak próbował za wszelką cenę wmówić nam, że sacrum i Bóg są tam gdzie normalne życie i ludzie, a nie w Watykanie?
Pewnie każdy sam musi sobie odpowiedzieć. Dla mnie jednak jako całość film raczej niespójny, mało przekonywujący. Niby głęboki pokazując syytuację w jakiej znalazł się nowo wybrany namiestnik Kościoła, ale potem to wszystko sprowadzający na jakąś mieliznę ogólników. A na dodatek cały wątek konklawe i rzecznika stolicy apostolskiej (no jakże nie wspomnieć o Jerzym Stuhrze?), który oszukuje wszystkich twierdząc iż papież czuje się coraz lepiej i lada chwila podejmie obowiązki. Rola raczej komediowa, przerysowana i niestety muszę przyznać, że raczej mało zaskakująca, niewiele w tym nowego... Choć i tak jest bardziej autentyczny niż sam Moretti.      
Momentami wpadamy w groteskę (gwardzista w pokojach papieskich, mecz siatkówki), momentami jest raczej gorzko. Czy taka mieszanka sprawia, że to lepszy film? Moim zdaniem nie. Na pewno warto zobaczyć, choć prawdę mówiąc spodziewałem się dużo więcej.
trailer

6 komentarzy:

  1. Ja nie mam zamiaru obejrzeć tego filmu. Osobiście uważam, że przekraczanie pewnych granic nie wypada, a szczególnie jeżeli chodzi o postać Jana Pawła II

    OdpowiedzUsuń
  2. z Janem Pawłem II nie ma on nic wspólnego - nawiązuje jedynie scena pogrzebu po prostu chcąc wprowadzić temat wyboru nowego papieża i konklawe. Może to miało być główne ostrze ataku i satyry na kościół? przypadkowość tych wyborów a tym samym pokazanie papieża jako normalnego człowieka? Ale to w takim razie płytki atak. Papież jest normalnym człowiekiem tyle że wybranym (jak św Piotr) i oprócz tego, że jest wspierany w jakiś szczególny sposób przez Ducha Św. to przecież nie traci przy tym cech ludzkich a tym samym słabości... Pamiętam nawet któryś papież żartował że jego wybór to przymusowe lądowanie Ducha św. Wielu z nich zdawało sobie sprawę z tego, że nie są godni (idealni) ale przyjmowali ten wybór świadomi tego iż nie tylko ludzkie umiejętności tu są ważne...

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłam w kinie i ten film reklamowali aż dwa razy. Nie lubię takich filmów i twoja recenzja potwierdza, że szkoda mojego czasu na to.

    Pozdrawiam.

    Mam pytanie czekolada dotarła? Co do poczty mam ograniczone zaufanie dlatego pytam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. taaak bardzo dziękuję choc jeszcze wszystko czeka na lepszą (albo gorszą psychicznie) chwilę, lizaki pewnie na choinkę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niby niespójny, a wrażenia, a właściwie przemyślenia masz ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
  6. bo jeżeli już przymknie się oczy na to jak reklamuje się ten film to można z niego parę przemyśleń wyciągnąć. Staram się podchodzić do tego co oglądam bez uprzedzeń i nie doszukuję się na siłę czegoś co bym chciał zobaczyć. Podejście takie, że sprawdzam jaką strunę dany obraz trąci, jakie refleksje mi sie pojawią pozwala mi oglądać nawet rzeczy co do których mam pewne obawy i niekoniecznie są zgodne z moimi wartościami

    OdpowiedzUsuń