poniedziałek, 14 listopada 2011

Chłopiec na rowerze czyli rozmawiać o uczuciach

Chłopiec na rowerze (2011)Niedawno pisałem o filmie Dziecko braci Dardenne, a tu proszę pojawiła się szybko pojawiła się kolejna okazja by zetknąć się z ich dziełem. W ramach robienia sobie dnia przyjemności po oddaniu krwi trafiłem do Kinoteki gdzie nie tylko obejrzałem "Chłopca na rowerze" (i o nim będzie notka), ale mogłem jeszcze w ramach odbywającego się przeglądu HumanDoc obejrzeć jeszcze kilka dokumentów (trafiłem na sesję z filmami robionymi w ramach projektu Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego - krótkie filmy o tematyce społecznej robione przez młodych ludzi (dzieci ulicy, obrzezanie dziewcząt w Kongo i problem prostytucji w slamsach) - dwa z Afryki i jeden z Peru. Jak jeszcze dodam, że w Centrum Krwiodawstwa dostałem darmowy bilet na Czesława, a teraz czekam  na wieczorne spotkanie klubu dyskusyjnego, to chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego to miły dzień.
Chłopiec na rowerze - kolejny film robiony niby prostymi środkami, opowiadając wydawałoby się o rzeczach i problemach tak zwykłych, że trudno przykuć uwagę widza... A jednak opowiadając o prostych ludziach, o pragnieniach, uczuciach, kłopotach, w jakie sami siebie wpędzamy po raz kolejny twórcy zmuszają nas do tego by w kinie i po wyjściu z niego po prostu myśleć.  
Kto wychowywał dzieci, lub ma już to za sobą, wie co to bunt, złość, negocjacje, a przede wszystkim co to znaczy kochać mimo tego, że czasem brakuje i sił i cierpliwości. Ten film opowiada z jednej strony o głębokim zranieniu dziecka, ale  z drugiej strony o miłości, która przemienia. I bynajmniej nie jest ckliwie, sentymentalnie...
Kilkunastoletni chłopak wciąż ucieka z ośrodka (coś w rodzaju domu dziecka) bo szuka swojego ojca, który go zostawił. Zrobi wszystko by znaleźć choćby najmniejszy ślad i dotrzeć do niego, nie może uwierzyć, że ojciec nie chce kontaktu. Chłopak wzbudza zainteresowanie pewnej kobiety, fryzjerki, która postanawia mu pomóc. Najpierw bierze go do siebie do domu na weekendy, potem załatwia możliwość zobaczenia się z ojcem. Cyryl desperacko trzyma się wiary, że ojciec, mimo, że chce zacząć nowe życie, kiedyś zabierze go do siebie.
Samanta cały czas musi znosić jego agresję, nieumiejętność wyrażania pragnień, próbować kontrolować jego zachcianki... Budowanie więzi będzie ją dużo kosztowało np. wybór czy nadal bierze do siebie chłopca czy też rozstanie się ze swoim facetem. Wszystkie emocje, które targają chłopcem, ich wspólne zmagania, konfrontacja oczekiwań, jego próby poszukiwania akceptacji w środowisku (i niestety kiepskie wybory) są dobrze pokazane. Samanta nie zostawia go nawet w kłopotach - dopiero to pomoże Cyrylowi zrozumieć komu może zaufać. Może pod koniec robi się troszkę słodko (ktoś by mógł rzec - sytuacja idealna gdy Twoje starania nagrodzi przemiana dziecka), ale na sam finał twórcy przygotowali nam jeszcze jedna niespodziankę - konfrontując nas trochę z naszym wyobrażeniem o moralności, winie i karze.    
Niewiele gości w naszych kinach filmów tak kameralnych, prostych, a jednocześnie dających do myślenia. Nie szukajcie w "Chłopcu na rowerze" obrazu fenomenalnego, cudownych zdjęć czy wielkich kreacji, bo się rozczarujecie. Ale jeżeli lubicie oglądać na ekranie prawdziwe emocje, uczucia, prawdziwe życie to możecie je tu znaleźć. Ja znalazłem. Może polecanie takich filmów sprawi, że może w przyszłości będzie więcej chętnych do tego by tworzyć dla młodych ludzi rodziny zastępcze? Ale to już wstęp do innej dyskusji o systemie opieki w naszym i w innych krajach.       
trailer

Zobacz też: Dziecko

4 komentarze:

  1. Panie Robercie lub (jeśli można) może mniej oficjalnie Robercie ile czasu wynosi Twoja doba? Jest może dłuższa albo rozciągliwa? Podziwiam organizację:)i zazdroszczę świadomego oglądania filmu... mnie ostatnio trudno obejrzeć cokolwiek do końca(tak żeby nie zasnąć).

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ może być Robercie. Doba dla nas wszystkich ma tyle samo godzin, tyle że staram się zawsze "dla siebie" dwie godzinki z niej wygospodarować - np. jak dzieci pójdą spać... 6 godzin snu zwykle starczy. A czując zmęczenie po prostu nie wybieram filmu tylko rozdział ksiązki... Spokojnie to mozliwe, a nawet jak w normalny dzień trudne to warto zadbać o taką chwilę przyjemności raz na jakiś czas. Naprawdę nie jestem jakimś supermanem albo też leniem co zaniedbuje wszystko inne. Po prostu zamiast bezmyślnego oglądania czegokolwiek wolę jedną rzecz ale wybraną - stąd od dłuższego czasu omijanie łukiem publicystyki, dzienników, polityki, forów gdzie trwają dyskusję... Dziękuję starczy - to ja wolę o książkach. A dziś ciąg dalszy przyjemności - w kinie Habemus Papam i czekam na kolejny klub dyskusyjny :) A w oczekiwaniu na spotkanie może zdążę napisać recenzję z wczoraj.
    ps. pisanie na bloga, komentarze, moje poszukiwania różnych ciekawych rzeczy tak mnie nakręcają pozytywnie, że mam mniej czasu na zmęczenie niż dawniej
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Planuję iść na to w przyszłym tygodniu. A jutro przede mną film Kędzierzawskiej "Jutro będzie lepiej"- myślę, że też będzie podobny ładunek emocjonalny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. też w planach, ale prawie nigdzie go nie grają, za to dziś udało się na Habemus Papam...

    OdpowiedzUsuń