
Władcy wojny to połączenie melodramatu, widowiska historycznego i legendy. Osadzona w połowie XIX wieku akcja opowiada o losach trzech ludzi, którzy połączyli swoje losy, aby wywalczyć dla swego kraju pokój i jedność. Dwóch braci, którzy wcześniej byli złodziejami oraz generał (Jet Li), który po stracie swojej armii próbuje na nowo zebrac wokół siebie wojsko i wrócić do łask cesarza.
Połaczy ich braterstwo krwi, połączy pole bitwy, ale podzieli sposób w jaki widzą dojście do celu. Czy do tego by osiągnąc pokój można poświęcić wszystko? Aby stłumić powstanie Tajpingów, będą musieli nie tylko walczyć, przymierać głodem, ale i dokonywać trudnych decyzji. Na dodatek w miarę zgrabnie wpleciono w tę historię jeszcze wątek miłosny - oto generał zakochuje się w żonie jednego z braci. Pomiędzy przyjaciół wkradnie się w którymś momencie zazdrość, urażona duma, wyrzuty sumienia, wątpliwości co do słuszności decyzji. Co zostanie z ich ideałów?

Wszyscy trzej bohaterowie w jakiś sposób zmieniają się pod wpływem wojny. I to też jest ciekawe bo przynajmniej nie otrzymujemy wizerynku jednowymiarowych herosów. To opowieść z elementami legendy (czy baśni), ale jednak pokazująca prawdziwych ludzi z prawdziwymi emocjami.
Muzyka, zdjęcia, kostiumy... to wszystko naprawde robi wrażenie. Aktorsko może nie powala, fabuła też raczej zbliża się do legendy niż do pełnokrwistego dramatu (dialogi pełne wielkich słów, wielkie emocje). Ale i tak się dobrze ogląda. Przyszła mi też do głowy refleksja - skąd w Chińczykach taka potrzeba by kręcić tego typu widowiska - o trudnych czasach gdy kraj był podzielony, o bohaterach, którzy mieli swój wkład w jedność i pokój... Co jest dla nas ważne w historii, że o tym mamy potrzebę opowiadać? Tak jak kino polskie o drugiej wojnie światowej, kino radzieckie, czy amerykanie kiedyś o Wietnamie a teraz o Iraku? Czasem to próba rozliczenia, rachunek sumienia, postawienie kolejnego epitafium dla bohaterów czy ofiar, czasem zadęcie w trąby patriotyzmu, zagrożenia i potrzeby jedności... A Chińczycy? Bo ilość rzeczy tego typu, które są u nich produkowane to ewenement na skalę światową. To nie może być przypadek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz