czwartek, 21 kwietnia 2011

Jezus z Montrealu, czyli współcześnie o Pasji

Jeden z filmów, który wbił mi się w pamięć i w serce bardzo głęboko. Może ze względu na jakiś specyficzny okres w moim życiu, ale wciąz wrcam do niego i wciąż robi wrażenie. Film z lat 80-tych więc pewne rzeczy dziś pewnie mogą śmieszyć, ale mimo wszystko wydaje się wciąż aktualny. Pozwala na nowo ujrzeć miejsce wiary i religi w życiu człowieka i we współczesnym świecie - zagonionym, skomercjalizowanym i traktującym wiarę jako niepotrzebny przeżytek lub jedynie tradycję.
Mlody, awangardowy reżyser teatralny Daniel Coulombe na zlecenie proboszcza kaplicy św. Józefa w Montrealu podejmuje się unowocześnić tradycyjne, doroczne misterium pasyjne. Bierze się do tego bardzo serio - nie tylko stara się odświeżyć dość anachroniczny tekst i dotychczasowe pomysły na spektakl, ale sięga do źródeł - tekstów hebrajskich, starogreckich, badań archeologicznych czy antropologicznych - stara sie pokazać wydarzenia z Ewangelii wg. św. Marka z punktu widzenia współcznesnego - z jego wątpliwościami i sceptycyzmem.
Dobór obsady też jest specyficzny - szuka ludzi w różnych miejscach nie zwracając uwagi na to co robią ale próbując odkryć w nich ich osobowość - na ile pasują do jego wizji. To często ludzie, którzy zajmując się "ofertami drugiego sortu" czyli głupawymi reklamówkami czy dubbingiem filmów pornograficznych sami już nie za bardzo potrafią uwierzyć w swoją wartość. Tworzy się zespół, który angażuje się całym sercem w to co chcą opowiedzieć. 
Spektakl staje się wielkim wydarzeniem, zyskuje uznanie widzów, wokół nich zaczyna być głośno, pojawiają się nawet oferty sponsorowania dalszej działalności grupy. Dla nich jednak ten poklask nie jest taki istotny, cieszą się tym, że dla kogoś to co robią stało sie ważne, gdy więc pojawiają się kontrowersje wśród ortodoksyjnych katolików i hierarchów i otrzymują zakaz wystawiania przedstawienia, postanawiają to robić dalej wbrew wszystkim.
Film jest pełen odniesień do Ewangelii, ale wpisanych we wspólczesność - reżyser, który sam podejmuje się w przedstawieniu roli Chrystusa wciąż jest stawiany przed sytuacjami, które dla widza są bardzo czytelne - np. scena kuszenia na szczycie wieżowca gdy słyszy, że gdy podpisze kontrkat to wszystko może być jego, scena gdy w trakcie filmu reklamowego demoluje plan zdjeciowy i kamerę. W żaden sposób nie uzurpuje sobie on prawa do wyjątkowości - po prostu cała ekipa coraz bardziej zmienia sie wewnętrznie - nie mogą sie odnaleźć w świecie zniewolonym kłamstwem, przemocą, wszechwładną konsumpcją czy przyjemnościami, pragną odniesienia do jakichś wartości, zadają pytania, poszukują. 
Film Denysa Arcanda pozwala na spojrzenie na nowo na kwestie religii, moralności, chrześcijańskiej etyki, ale też na to jak czasem daleko odchodzimy od wartości w swoim życiu, jak spłycamy przekaz Ewangelii do schematycznej "opowieści", która nie ma żadnego odniesienia do realności. Może kogoś drażnić dosłowność przekazu tego filmu, ale jednocześnie pozwala on nowo odkryć pewne treści i pokazać ich aktualność.
Nonkonformista wychodząc od wartości artystycznych dochodzi do wartości duchowych. Jego los symbolicznie splata sie z losem Chrystusa. Cuda dalej sie dokonują tyle, że w inny sposób - nie widać Go, ale czyż można było wyraźniej zaznaczyć Jego obecność i działanie w dzisiejszym świecie? Końcowe sceny ze szpitala sprawiają, że trudno to oglądać na chłodno. 
Dziś pewnie można by pewnie zrobić ten film na nowo, uczynić go jeszcze bardziej oddziaływującym na emocje. Ale mimo wszystko - to nadal dobry film.
trailer

PS. Triduum Paschalne to czas gdy na pewno zniknę sprzed komputera więc na blogu chwilowa przerwa. Nowe posty więc dopiero w niedzielę.

możesz zobaczyc także: Ludzie Boga lub Ostatnie kuszenie Chrystusa 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz