niedziela, 3 listopada 2024

Juno - Anna Dziewit-Meller, czyli to jaka jest ta nasza zdolność kredytowa

Pisząc o Juno, chyba warto by jeszcze wrócić do poprzedniej książki Anny Dziewit-Meller i towarzyszących jej emocji. Tak pisałem o Od jednego Lycypera. I choć to nie są powieści jakoś bardzo podobne, to sposób poznawania postaci, ich historii, wchodzenie w ich życie, jednak stawia je obok siebie dość blisko. Tym razem jednak to nie jest saga, w żaden sposób nie próbuje się opowiadać szerzej o mentalności, pokoleniowych doświadczeniach. W Juno autorka co prawda również pokazuje jak doszło do poczęcia się bohaterek, czyli losy ich rodziców, ale to one są najważniejsze. A gdyby szukać jakiegoś wspólnego klucza do tych historii, to pewnie można by było powiedzieć o tym jak nasze decyzje uzależnione są od oczekiwań, aspiracji, chęci zmiany, jak wiele w nich emocji (choćby zazdrości), a jak mało rozsądku.

To opowieść o kobietach, które stoją w obliczu kryzysu wieku średniego i próbują dokonać jakichś podsumowań, mniej lub bardziej gwałtownych i logicznych. 



Kluczem pewnie też byłoby słowo "długi", zarówno te finansowe, jak i dług wdzięczności. Dostajemy od rodziców niejednokrotnie tak wiele, a tak często kompletnie tego nie doceniamy, uważając że "to się należy". Człowiek skupia się tak bardzo na swoim życiu, problemach i marzeniach, że nie zawsze potrafi zatrzymać się i docenić to co dostał. Częściej chyba myśli raczej o tym jak by pomogło mu to gdyby dostał jeszcze więcej.
Dużo to frustracji, goryczy, jakichś niełatwych emocji. Bliskość powoli się wypaliła i bohaterki częściej przeżywają poczucie obowiązku, jakieś konieczności, niż szczęście w wymiarze osobistym. No chyba że jest to chwilowy święty spokój, tak szybko jednak znowu zapominany gdy wpada się w kołowrót.


Czy mając już kilka dekad za sobą, jest sens zaczynać od nowa, dokonywać rewolucji, czy musimy już pogodzić się z tym co mamy wokół siebie? Czy łatwo jest żegnać się z rodzicami, którzy odchodzą? Mocno tego typu pytania tu wybrzmiewają.
Ani to typowa powieść obyczajowa, ani jakaś wielka drama. Raczej refleksy, w których można się przeglądać. Chwilami zabawne, innym razem wywołujące smutek i niosące gorzkie myśli.

Ciekawe, choć Od jednego... podobało mi się bardziej. Tu sporą trudnością mogą być nieustanne wtrącenia narratora, komentującego różne rzeczy, jakby nadającego meta perspektywę, ale i drażniącego sposobem prowadzenia czytelnika za rękę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz