niedziela, 3 listopada 2024

Uciekinier przecina swój ślad - Aksel Sandemose, czyli opowieść o dzieciństwie mordercy

Od jutra chyba maraton kryminalny bo dużo się tego nazbierało, ale mam nadzieję, że znajdę też miejsce na inne tematy, starając się przeplatać jak zwykle coś świeżo obejrzanego lub przeczytanego i rzeczy, które czasem i tygodniami czekają na notkę.

Dziś znowu zanim napiszę o książce, należy wspomnieć o inne, czytanej wcześniej. To Springer zaciekawił mnie swoim reportażem i już wtedy planowałem przeczytanie powieści, która prowadziła go po Skandynawii śladami prawa Jante. I w tym przypadku muszę powiedzieć, że chyba lepiej mi byłoby pozostać jedynie na znajomości jego reportażu. Powieść Sandemose okazała się nie tylko dość trudna w lekturze, ale przede wszystkim mało strawna - to w kółko wałkowanie tego samego, ciąg przemyśleń z których niewiele wynika i bardzo mglistych wspomnień. Całość pewnie można by zamknąć w objętości 1/10 i może wtedy byłoby interesujące. Rozciągnięte po prostu nuży i zwyczajnie gubi się jakiekolwiek zaciekawienie.

 
 

W dodatku część przemyśleń o tym jak to dzieci mają najciężej, jak są gnębione prawami moralnymi, zakazami, nakazami, których nie rozumieją, jak goni się je do obowiązków, dla mnie była zwyczajnie przesadzona. Rozumiem trudne dzieciństwo, inne czasy, mentalność, surowe zasady religijne, tyle jest jednak innych powieści w których to wszystko jest, czuje się to i rozumie, a nie ma takiego rozdrapywania ran, oskarżania wszystkich dookoła i jakby tłumaczenia swojej osobowości. Jestem taki bo takim mnie stworzyliście, sam tego nie rozumiem, nie akceptuję, a jednocześnie nie potrafię zmienić. Jednocześnie buntuję się, uciekam od was, ale uciec nie mogę bo jakaś cząstka wciąż we mnie tkwi. 

Robiłem głupie rzeczy, dawałem się ponieść emocjom, ludzie się mnie bali, zabiłem, ale to wy jesteście winni. Bo wstydzę się i mam wyrzuty sumienia, a jednocześnie wcale nie chcę ich mieć, nie chcę tego czuć. To wykluczenie społeczne, które za złamanie norm grozi, czyni cię wyrzutkiem, skazuje na tułaczkę bez własnego miejsca, bez poczucia że się rozumie i akceptuje samego siebie. To nieustanne wołanie - coście mi zrobili.   

I gdyby tylko tego nie powtarzać po 100 razy w podobny sposób, byłoby to poruszające. Gdy jednak w tym chaosie wspomnień i rozliczeń, biczowania siebie i oskarżeń innych, czytasz to po raz kolejny, zaczynasz odczuwać zmęczenie. Roztrząsanie tego samego na różne sposoby chyba nawet ludzi interesujących się psychologicznymi analizami znudzi.
Czy to powieść, dzięki której lepiej można zrozumieć duszę i umysł człowieka z północy? Może 100 lat temu to było aktualne. Ale dziś? Może z prawa Jante, o którym pisał również Springer trochę pozostało, ale chyba już wcale nie tak wiele. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz