sobota, 30 listopada 2024

Pułapka na myszy, czyli każdy może coś ukrywać

Pierwszą premierą tego sezonu w Teatrze Ateneum jest klasyczny tekst Agathy Christie "Pułapka na myszy". Na Wyspach ten tekst zgodnie z wolą autorki nie jest publikowany, uznała bowiem że skoro można zobaczyć go na scenie, znajomość zakończenia poprzez lekturę mogłaby odbierać przyjemność. U nas opowiadanie o tym tytule jest szeroko dostępne, zaangażowanie emocji widza nie jest więc sztuką prostą - ryzyko tego iż sporo osób może wiedzieć kim jest zabójca, może być całkiem spore. A przecież w kryminałach cała przyjemność nie tylko w tym jak to jest zagrane, ale i w trzymaniu widza do końca w napięciu. Skoro wśród zebranych w jednym budynku ludzi, prawie każdy coś ukrywa, zachowuje się dziwnie, mylenie tropów to obowiązek reżysera - w tym przypadku jest nim Artur Tyszkiewicz.

Postawiono na klasyczne rozwiązania, odwzorowanie realiów lat 50, pewne przerysowania w grze aktorskiej. Ogląda się to przyjemnie, z zainteresowaniem, ale niestety trochę brakuje większych emocji. Coś umyka i tego co najważniejsze, czyli dreszczów towarzyszących próbom rozwiązania zagadki się nie odczuwa.



Dość szybko wrzuceni jesteśmy w intrygę - młode stażem małżeństwo (choć już wcale nie tacy młodzi ludzie), które rozpoczyna działalność swojego pensjonatu, ma możliwość wysłuchania w radiu informacji o dokonanym w pobliskim Londynie morderstwie kobiety. Podany jest dość enigmatyczny rysopis, a my już podświadomie wypatrujemy tych cech charakterystycznych u każdego kto pojawi się na scenie. Jest kilkoro gości planowanych, którzy rezerwowali pokoje, wśród nich m.in. emerytowany wojskowy, młody człowiek, który przedstawił się jako architekt, dość ekscentryczna Amerykanka, artysta zainteresowany sztuką wnętrz oraz dość zgryźliwa i bardzo wymagająca starsza pani. Zanim śnieżyca odetnie ich zupełnie od świata, do Monkswell Manor przybędzie jeszcze jeden, bardzo dziwny gość, któremu samochód ugrzęźnie w zaspie. A potem...

Ale wszystkiego zdradzać nie będę. Odkrywanie tego, że prawie każdy tu coś próbuje ukryć, tego jak ludzie wobec siebie reagują z podejrzliwością lub niechęcią, stanowi przecież połowę frajdy w tym spektaklu. Drogą połowę może stanowić gra aktorska - na pewno bardzo podobały mi się Magdalena Zawadzka i Milena Suszyńska. Pierwsza z klasą odgrywa osobę o bardzo wysokich wymaganiach wobec warunków w jakich ma mieszkać, chłodną i zasadniczą, druga jako gospodyni swoją energią i uśmiechem rozładowuje większość pojawiających się konfliktów i kłopotów. Dobrze, choć bez fajerwerków wypadają w swoich rolach Bartłomiej Nowosielski (major) i Dariusz Wnuk jako zazdrosny mąż pani domu. Negatywnie zaskoczony byłem grą Łukasza Lewandowskiego, którego tak lubię, ale chyba trochę wynikało to z pomysłu na tą postać - umalowaną, przerysowaną... No i strasznie przeszkadzało mi to, że nie zadbano by do eleganckiego stroju nosił skarpetki (przepraszam, ale w latach 50 nikt raczej nie pokazywał gołych kostek do garnituru). Drażnił mnie też zbyt ekspresyjny w moje ocenie Jakub Pruski. Może to jednak efekt pomysłu reżysera, który podkreślał w wywiadach, że chciał nawiązać do tego jak się grało w latach 50 takie sztuki, gdy aktora trudno było rozpoznać w roli, tak bardzo się zmieniał, angażując w uwypuklanie cech charakterystycznych swojego bohatera.

Na scenie sporo się dzieje - zarówno sceny zbiorowe, jak i rozmowy pojedynczych postaci powoli pomagają nam w tym, żeby sobie wstępnie wytypować tego kto może tu być sprawcą. Wciąż jednak nie ma wielkiej ekscytacji, napięcia, to raczej zabawa w odgadywanie, oczekiwanie na podkręcenie atmosfery, które nie następuje...

Gdy wydarza się to, czego wszyscy się spodziewaliśmy, czyli morderstwo, śledztwo rusza z kopyta, choć niekoniecznie przebiega tak jak byśmy mogli tego oczekiwać. W finale oczywiście mamy już sprawcę, ale tym razem trochę zagrano też nam na nosie, pozostawiając widzów w pewnym dysonansie. Nawet szukałem w tekście opowiadania różnic fabularnych, ale musicie sami je odkryć. 


 

Kryminałów na deskach naszych teatrów niewiele, a szkoda, bo przecież sprzedaż takiej literatury u nas wciąż rośnie. Doceniam więc pomysł Teatru Ateneum. Tekst mistrzyni tego gatunku, choć pisany wiele lat temu, wciąż ma w sobie nie tylko urok, ale i tajemnicę, ciekawie zarysowane traumy i sekrety z przeszłości. Szkoda więc że nie wszystko poszło tak idealnie, byśmy kończyli wieczór rozgorączkowani dyskutując o naszych tropach i pomyłkach. A może to się jeszcze dotrze i to brakujące napięcie pojawi się gdzieś pomiędzy tymi dialogami i scenkami z funkcjonowania pensjonatu? Trzymam kciuki.  

Teatr Ateneum - Pułapka na myszy
AUTOR TEKSTU Agatha Christie
TŁUMACZENIE Hanna Baltyn
REŻYSERIA Artur Tyszkiewicz
ASYSTENTKA REŻYSERA Paulina Staniaszek
SCENOGRAFIA I KOSTIUMY Joanna Zemanek
ASYSTENTKA SCENOGRAFA Joanna Organiściak
PROJEKCJE Ignacy Ciunelis / Joanna Zemanek
MUZYKA Jacek Grudzień

Występują: Magdalena Zawadzka, Milena Suszyńska, Magdalena Schejbal, Dariusz Wnuk, Bartłomiej Nowosielski, Łukasz Lewandowski, Krystian Pesta i Jakub Pruski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz