poniedziałek, 18 kwietnia 2022

Z pistoletem bardziej na wesoło i na poważnie, czyli Lew i Psy. W imię zasad

No dobra, chyba trzeba zrobić trochę porządków w szkicach tego co obejrzane, żeby za długo nie czekało na notki, bo zapomnę wszystko. W tym przypadku jednak chyba nawet nie będzie wielkiego żalu.
Nawet jeżeli bowiem lubimy komedie z Danym Boonem, to trudno udawać, że większość z nich jest do obejrzenia i zapomnienia. Może gdyby to było x lat temu, facet byłby zapamiętany jak drugi de Funès, a każda jego produkcja miałaby status kultowej. Dziś jednak tego typu humoru, filmów pełnych akcji i elementów komediowych jest cała masa, trudno więc przebić się do świadomości widza. Fani Boona będę więc usatysfakcjonowani, a reszta szybko o Lwie pewnie zapomni.

Początek mógłby świadczyć, że to nowa wersja Bonda, trochę sparodiowana, potem jednak to szaleństwo idzie raczej w stronę Jasia Fasoli, czyli pechowca, któremu jedynie wydaje się, że jest świetnym specjalistą... Fart jednak mu sprzyja.


Uciekając ze szpitala psychiatrycznego bohater korzysta z pomocy zajmującego się jego terapią lekarza, obiecał mu jednak pomoc w odnalezieniu jego ukochanej, która zniknęła w tajemniczy sposób. Jako, że wciąż twierdzi, iż jest agentem specjalnym, który tylko przez pomyłkę został uwięziony, będzie starał się prowadzić poszukiwania w dość niekonwencjonalny sposób.
Zwariowane, chwilami zabawne, na pewno niezłe tempo.


Druga produkcja jest z zupełnie innej bajki, bo choć pewnie też nie zyska miana kultowej, jest kontynuacją filmów, do których bardzo wielu Polaków ma sentyment. No i Linda gdy wraca do swojego wizerunku z Psów, mimo upływu lat, wciąż potrafi zachwycić charyzmą. Mauer powraca po 25 latach, po odsiedzeniu wyroku i znowu ładuje się w kłopoty. Organizuje ekipę i próbuje stawić czoła złym ludziom, trochę zapominając, że świat się zmienił, oni posunęli się w latach, a wrogowie stali się jeszcze bardziej bezwzględni i silniejsi. Z przyjemnością patrzy się na Lindę, Pazura nadal fajtłapowaty, ale sympatyczny, szkoda jedynie, że Pasikowski wepchnął w to wszystko Dorocińskiego i nie dopracował lepiej scenariusza. Może i jest trochę rozpierduchy, którą kochają widzowie, ale brakuje realizmu - to bardziej robi się kino Vegi, a nie kontynuacja Psów. Tamte filmy były o czymś, ten niewiele się różni od papki sensacyjnej zza oceanu...
Sentymentalnie warto wrócić do dawnych znajomych, ale ostrzegam - warto pozbyć się oczekiwań, że otrzymamy coś na podobnym poziomie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz