czwartek, 23 września 2021

Zupa nic, czyli może i nie zawsze wesołe, ale to nasze wspomnienia

"Moje córki krowy" były komediodramatem, teraz Kinga Dębska postanowiła nam pokazać garść swoich wcześniejszych wspomnień i jest równie urokliwie, budzi to uśmiech, tyle że nie ma tej siły rażenia.Tam bowiem przy okazji udało się opowiedzieć bardziej serio o relacjach w rodzinie, chorobie rodziców, zmęczeniu, było prawdziwe życie i emocje. Tu powracamy sentymentalnie do PRL, do czasów dzieciństwa (również mojego) i owszem - nie zawsze jest łatwo, ale nawet kłótnie i problemy jednak nie budzą aż tak wielkich emocji. Są dawno za nami, a co ważne - udało się przejść przez nie suchą stopą.


Siostry Marta i Kasia, znowu są na pierwszym planie, sporo jednak miejsca zajmuje życie całej rodziny, w którym one jakoś uczestniczą, nawet jeżeli są wysyłane do swojego pokoju, bo rodzice chcą poimprezować. Czego tu nie ma - od fartuszków szkolnych, koszmaru lekcji W-F, trzepaka, kolejek, karpi w wannie, kartek, przez wymarzonego małego fiata czy nawet wyjazdy na handel na Węgry. Pięknie oddana rzeczywistość lat 80, choć raczej w dość wąskim planie. Przedziwny jest sentymentalny powrót do tego okresu, coraz wyraźniejszy w kinie i w tv - czyżby to nasze pokolenie tak bardzo kochało tamte czasy, że chcemy do nich wciąż wracać? Na pewno były ciekawsze niż lata 90, choć pozornie nie działo się przecież w nich wiele - ot wszędzie kryzys i oczekiwanie na krach. Dobrze się mieli jedynie prywaciarze i ci dobrze ustawieni, szarakom musiały wystarczyć wystane komplety wypoczynkowe Emilia i meblościanki zdobyte po znajomości.
No i wczasy, na które jechało się 4 osobową maluchem - niepowtarzalne doświadczenie.
I o tym wszystkim opowiada ten film. O kłótniach, łataniu dziur budżetu domowego, załatwianiu, domowych nasiadówkach i alkoholu. Anegdot jest cała masa, zastanawiałem się nawet czy nie za dużo, bo wiele z nich nie prowadziło w sumie donikąd. Wszystko jednak wybaczam, bo to jest świetnie zagrane! Zarówno Kinga Preis i Adam Woronowicz, mamusia (Ewa Wiśniewska), jak i młodsze pokolenie czyli Barbara Papis i Alicja Warchocka zasługują na wielkie brawa i to dzięki nim w tym wszystkim nie ma sztuczności, nie ma zgrzytów.  
Zabawne, lekkie, więc jeżeli mam stawiać na komedię polskie to sto razy wolę "Zupę nic" niż to co zwykle nam się jako komedie serwuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz