poniedziałek, 19 lipca 2021

Miasteczko morderców - Alek Rogoziński, czyli a to kiszka (i nie tylko ziemniaczana)

No i kolejny lekki tytuł na jedno popołudnie. Alek Rogoziński ma już swoich fanów, stworzona przez niego bohaterka Róża Krull również, a i ja, choć dotąd lepiej bawiłem się przy wpisach autora na jego profilu, niż przy jego powieściach, przyznaję, że jeżeli ktoś szuka lekkiego czytadła, trafi w tym przypadku dobrze.
To kryminały, w których nie będzie zbyt wiele napięcia, za to na pewno znajdziecie sporo humoru. Róża Krull z jej kompleksami na punkcie wieku i wyglądu (wagi) oraz jej różne wyskoki do jakich jest zdolna, stanowią nieustanne źródło uśmiechu. I dodajmy konsternacji dla jej znajomych i bliskich, co jeszcze bardziej podkręca atmosferę. A żarty z samego siebie (i tu jeszcze raz polecam profil autora), są miłym bonusem. W końcu nie ma to jak umiejętność śmiać się z samego siebie. Róża nie potrafi, za to Alek zdaje się tak :)


Z teściowymi zabierał nas już kiedyś na wycieczkę do Sandomierza, a teraz jedziemy na Podlasie (mam na świeżo więc również miałem sporą frajdę). Zdaje się, że podróże po kraju na spotkania autorskie są kopalnią pomysłów. W końcu zawsze można wpleść jakieś własne przeżycia (spotkanie autorskie, obżarstwa lokalnymi smakołykami), dodać do tego atmosferę małego miasteczka, ploteczki, jakiegoś trupa i nawet intrygi nie trzeba specjalnie mocno plątać, bo to już się dobrze czyta.
Skąd to tytułowe miasteczko morderców? Ano trup jest (burmistrz), nawet jest sprawca (albo też ktoś kto się do tego przyznał), ale podejrzanych, czyli ludzi z motywem jak się okazuje jest dużo więcej. I oto nasza bohaterka pod pretekstem spotkania autorskiego jedzie tam, by trochę sprawę wybadać. Rozpoznanie terenu i wejście ma dobre, bo to rodzinna miejscowość jej gospodyni, słynącej z religijności i konserwatywnych poglądów. Tyle że amatorskie śledztwo pisarki długo w tajemnicy się nie utrzymuje, z tropiącego szybko więc staje się ona potencjalną ofiarą, którą trzeba usunąć z drogi. 

Kilka na tyle barwnych postaci na horyzoncie, fajnie uchwycona atmosfera małej społeczności i rozbieżności między poglądami "miastowych" i "lokalsów", dają szansę na to, że do Kocierzyna jeszcze wrócimy. Polecam :) I brakowało mi chyba jedynie przepisów na te lokalne smakołyki, którymi Róża się zajada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz