wtorek, 2 lipca 2019

Ostra jazda - Ryszard Ćwirlej, czyli trotyl, wóda, handel żywym towarem i polityka

Ryszard Ćwirlej najpierw zdobył wielu fanów kryminałami milicyjnymi, potem udowodnił że retro też nie jest mu obce, ale cały czas bawi się tym, że łączy swoich bohaterów przez różne koligacje, przyjaźnie i pracę. Ktoś służył jeszcze w policji pruskiej, ktoś budował podwaliny tej służby w nowej Polsce, potem mamy PRL, a teraz znowu Policję, a nazwiska, historie, ba, pewne legendy wciąż powracają. W Poznaniu ludzie charakterni, ale potrafią docenić czyjeś umiejętności i doświadczenie. Postaci, które poznaliśmy w różnych milicyjnych książkach tego autora powracają w roku 2015, choć niektórzy już nie noszą mundurów i są dużo starsi, pazura jednak nie stracili.
Na okładce młode siły, czyli nowa bohaterka: młoda, zdolna i ładna. Studiuje prawo, uwielbia motocykle, jest ciut narwana, ale i cholernie inteligentna - sierżant Aneta Nowak siedzi przy biurku gdzie kiedyś pracował Teofil Olkiewicz, a podlega Marcinkowskiemu, który zarządza całym wydziałem dochodzeniowo śledczym komendy wojewódzkiej. I choć Aneta robi tu sporo zamieszania, ciągnie duży kawałek śledztwa, to nie ukrywam że największą frajdę miałem przy każdym pojawieniu się "starej gwardii". Jakoś i dialogi miały wtedy więcej życia i akcja się robiła ciekawsza.


Dużo jest wspominek, jakichś animozji lub sympatii sprzed lat, a ludzie którzy nawet zrzucili mundur, nie tracą kontaktów, wciąż się wspierają. Podział na tych "dobrych", czyli kryminalnych oraz esbeków jest wyraźny i zdaniem autora wyznacza linię między tymi uczciwymi i tymi co kombinują, wyraźniej niż przynależność partyjna i poglądy polityczne. Ćwirlej wykorzystał okazję, by trochę dogryźć obecnej władzy, choć akcję umieścił jeszcze przed wyborami w roku 2015. Szykowanie się do zmiany, wielkie słowa o patriotyzmie i szukanie haków, choćby wymyślonych, są jak najbardziej czytelne.

Mniej jest humoru, ale mam wrażenie, że więcej akcji i budowania napięcia. Generalnie sporo się dzieje, postaci dużo, wątki z początku sprawiają wrażenie chaotycznych, ale udaje się je w końcu zgrabnie połączyć. Będą i imigranci, wielka polityka, gra teczkami, medialne fake newsy, kolejne trupy, dwa śledztwa i bomber zagrażający miastu. Mam jednak wrażenie, że Ćwirlej piszący o przeszłości bardziej dbał o klimat, był oryginalny, bardziej czuło się tam atmosferę miasta, tu niby wszystko idzie zgrabnie, do przodu, bohaterowie są sympatyczni, cała intryga jednak sprawia wrażenie odgrzewania pomysłów, które już znamy skądinąd. Za dużo chyba takich sensacyjno-kryminalnych powieści na rynku, takiego połączenia Vegi i Pasikowskiego. A może jedynie mi się przejadło? Przeczytałem, ale z dużo większą przyjemnością cofnę się do wcześniejszych książek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz