wtorek, 16 lipca 2019

Obsesje, czyli o paniach, ale nie tylko dla pań

MaGa: Kiedy zobaczyłam Annę Smołowik w spektaklu „Kompleks Portnoya” od razu zwróciłam uwagę na jej głos, dlatego na „Obsesje” nie trzeba mnie było namawiać.

R.: Zdaje się, że ten projekt już parę lat krąży po warszawskich scenach i aż by się chciało życzyć i sobie i artystom, by mogli go grać gdzieś bardziej regularnie. Może właśnie na deskach teatru WARSawy? Jest zabawnie, ale i poważnie, chwilami ostro, ale i bardziej nostalgicznie, na luzie, z fajnym kontaktem z publicznością. Piosenka i stand-up w jednym, a wszystko to wokół babskich obsesji.


MaGa: Smołowik weszła na scenę z taką miną, że kiedy oznajmiła iż jest aktorką z chorobą dwubiegunową, to mi się jej zrobiło autentycznie żal. Dobra jest! Kłamczucha jedna 😊. Mnie Pani Anna uwiodła głosem, więc pewnie jako uwiedziona nie będę wiarygodnym głosem w dyskusji, ale mnie się ten spektakl bardzo podobał. Trochę ironii, trochę groteski i te współczesne obsesje współczesnej kobiety. Przedstawione z wdziękiem, z przymrużeniem oka. Trudno jest opisać spektakl muzyczny, bo cała jego wartość leży w tekstach, muzyce i interpretacji, a tego słowami tak łatwo się nie opisze. A teksty Julii Holewińskiej stanowiące przekrój kobiecych fobii naprawdę w tym spektaklu były fajne, bawiły bądź wzruszały.



R.: Było ciekawie i w warstwie tekstowej, ale i muzycznie dość różnorodnie. I ciut ostrzej i niekiedy złośliwie, a cały czas na fajnym luzie, trochę dowcipkując i z zespołem i z nami.


MaGa: Albo ja się z tym oswajam albo to kolejna aktorka (po Agnieszce Przepiórskiej), która posiadła klucz do wciągnięcia mnie w interakcję. Anna Smołowik ma w sobie coś takiego, że z wdziękiem wciąga widzów do swojej gry, zabawy i w ogólnym rozrachunku czujemy się wszyscy wspólnotą. To rzadka sztuka umieć tak integrować zróżnicowane wiekowo towarzystwo.


R.: Rzadka sztuka, ale mam wrażenie że tym razem się udało. Nawet jakieś wspólne nucenie się udało :) Nie mówiąc już o podrzucaniu imion do inspiracji. Tobie chyba najbardziej podobały się te lżejsze, trochę rozbujane numery, prawda?


M.: Bo naprawdę mnie bawiły, a jednocześnie jestem miłośniczką muzyki „na żywo” wobec tego czułam się mocno usatysfakcjonowana. Jak dla mnie było jednak źdźbło za głośno albo może usiedliśmy ze złej strony, za blisko wzmacniacza.


R.: Szczególnie gdy trochę ostrzej zagrali, może faktycznie gdzieś zacierał się tekst. Ale ja akurat lubię trochę pazura w wokalu, więc nawet wtedy mi się podobało. A to wszystko fajnie krążyło wokół współczesności, relacji męsko-damskich, tego co oferuje dziś świat płci pięknej jako wizję szczęścia, spełnienia...


MaGa: Kobieta obejrzana w krzywym zwierciadle satyry, trochę śmieszna, trochę wzruszająca, raz szczęśliwa, raz zła. Mająca swoje kompleksy, smutki, fobie, miotająca się we współczesnym świecie, rozdarta między tym co chciałaby a tym co się jej przydarza, marząca… jednym słowem kobieta w wielu odsłonach, jednak każda z nich to taka „otulinka dla duszy”. Śmiejemy się ciepło z żartów o nas samych, oswajamy smutki, łączymy w marzeniach. Dla kobiet to fajny odpoczynek i relaks. Dla mężczyzn chyba też.


R.: Mogę mówić jedynie za siebie: mi się podobało. Bawiłem się, nie mam zamiaru obrażać się za jakieś przytyki w stronę facetów. Cóż - nie było jazdy po bandzie i seksistowskich tekstów, a że czasem można wbić szpilkę, żeby spuścić powietrza, to każdemu się przyda. Takie spojrzenie na to jak panie mogą myśleć, czuć, patrzeć na różne sprawy to fajna sprawa. Nie tylko by się pośmiać, ale czasem i w tym wszystkim znaleźć jakieś ziarenko refleksji.


MaGa: Bawiłam się świetnie. To dobrze, że są i takie spektakle – lekkie, łatwe i przyjemne. A Anna Smołowik potrafiła z kilkunastu piosenek stworzyć spektakl w ciepłej odsłonie, bawiąc i wzruszając. Mogę polecić go z czystym sumieniem. Szczególnie zmęczonym paniom.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz