niedziela, 16 grudnia 2018

Słoneczna dolina - Stefan Darda, czyli żyć, nie umierać

Późno poznaję prozę Stefana Dardy, ale po łyknięciu jednego tytułu już wiem, że chętnie sięgnę po kolejne. Niewiele jest rzeczy tego typu u nas na rynku - mieszanka grozy, tajemnicy, ale mocno osadzona w codzienności, zwyczajności. Trochę jak u Kinga - nie zawsze potrzebne są jakieś stwory z innego świata, skoro człowiek sam potrafi sprawić, że aż ciarki chodzą na samą myśl o tym do czego jest zdolny.
Czego się boimy? Kary za przewinienia, ujawnienia naszych kłamstw, wstydu, a może jeszcze czegoś innego? A ile jesteśmy zdolni zrobić, by tego wszystkiego uniknąć? Z nadzieją, że nigdy nie ujrzy to światła dziennego. Wychodząc z tego punktu Darda stworzył cały cykl na temat mieszkańców pewnej wioski, w której za karę czas się zatrzymał - tkwią jakby w inne rzeczywistości, nie starzejąc się, nie mogąc stamtąd uciec, zdani jedynie na to co może wyrosnąć w ich wiosce i okolicznym lesie. Ile można tak przeżyć - dni, tygodni, lat... Gdy jedynym sposobem na przerwanie takiej wegetacji jest samobójstwo, a nawet wtedy wcale nie jesteś wolny, tyle, że jako upiór masz chyba trochę inne problemy niż ludzie. "Słoneczna dolina" otwiera cykl pt. "Czarny Wygon", wprowadzając nas w ten świat, ale nie dając nawet do końca odpowiedzi na temat przyczyn tego co się z mieszkańcami tej wioski stało.

Jedno jednak wiemy na pewno: można przechodzić między tymi światami. Tym naszym i tamtym, zawieszonym jakby w czasie. Co prawda jedynie w jeden dzień roku i nie bez konsekwencji, jednak dla kogoś kto zetknął się z ich życiem, jednocześnie pamiętając o naszym, nie dziwne jest, że będzie próbował jakoś sprowadzić ich z powrotem. Całą historię poznajemy dzięki Witoldowi Uchmannowi,
dziennikarzowi znanemu z zajmowania się tematyką zjawisk paranormalnych. Otrzymawszy list z zaproszeniem do wyjaśnienia pewnej zagadkowej historii, jedzie w okolice Zwierzyńca, nie wiedząc, że tym samym ładuje się w dość ponurą i tajemniczą historię. Przez długi czas zresztą podejrzewa, że ktoś go wkręca albo ma do czynienia z wariatem. Myśli, że zagrożenie jeżeli istnieje to ma jakieś naturalne wytłumaczenie... Powoli jednak zaczyna wierzyć w tę historię. To co czytamy to jego relacja z wydarzeń, bo on sam zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach.

Darda nie stara się szokować, ale umiejętnie snuję opowieść, odsłaniając trochę to z jednej, to z drugiej strony. Czy zwyczajna droga przez las może wywołać dreszcze na plecach? A czemu by nie? Zwłaszcza jeżeli nagle wokół ciebie robi się ponuro, cicho, coraz mroczniej. Wtedy każdy głośniejszy trzask uruchamia wyobraźnię. Wiem co mówię - zwyczajne otoczenie może wywoływać grozę - właśnie skończyłem lekturę Dardy, a na deser zafundowałem sobie jeszcze seans "Coś za mną chodzi". Może i chwilami drażnią jakieś niedociągnięcia, zbiegi okoliczności, jednak to była dla miła odmiana po różnych kryminałach, w których coraz trudniej znaleźć coś oryginalnego. Niewielka społeczność, urokliwe, ale i tajemnicze Roztocze i fajny klimat - to wszystko sprawia, że ma się ochotę sięgnąć po część drugą jak najszybciej.

2 komentarze:

  1. Z prozą Stefana Dardy nie miałam jeszcze styczności, ale to też jedno z takich nazwisk, które zdążyło się parę razy obić o moje uszy i wzbudzić moją ciekawość. Po przeczytaniu tej recenzji coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że twórczość owego autora może przypaść mi do gustu. Od czasu do czasu chętnie zaznajamiam się z różnymi reprezentantami gatunku grozy, więc muszę w końcu sięgnąć po jakąś powieść pana Dardy. Może niekoniecznie zacznę od tej, ale "Słoneczna Dolina" też oczywiście kusi. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przed tą serią była jeszcze chyba jego debiutancka powieść, która zebrała dużo pochwał. A potem już seria Czarny Wygon

      Usuń