środa, 19 grudnia 2018

Śmierć Komandora. Tom 1. Pojawia się idea - Haruki Murakami, czyli czekając na natchnienie

Śmierć Komandora
Miałem już kilka spotkań z prozą Murakamiego i choć nie jestem zagorzałym fanem, przyznaję że facet potrafi stworzyć ciekawy klimat, mieszankę zwyczajności i czegoś tajemniczego. I powiem Wam, że choć złości mnie podzielenie tej historii na dwie części, to po "Śmierci Komandora" jakoś jeszcze bardziej to jego pisanie polubiłem. Może miałem akurat fazę na coś z dreszczykiem, a to właśnie w tej historii m.in. jest. Urwane, niedopowiedziane, na szczęście drugi tom już się ukazał, lada chwila więc będę mógł kontynuować lekturę. Niby niczym nowym Murakami nie zaskakuje, ale przecież niektórych pisarzy kochamy właśnie za to, że trzymają się pewnego własnego stylu, pokochaliśmy ich za te wszystkie zaskoczenia, wzruszenia i zachwyty jakie nam fundują, za ich wyobraźnię. I choć mamy już jakieś swoje ulubione powieści i bohaterów, z ciekawością wyglądamy kolejnych. Zwłaszcza gdy tak długo pisarz obdarowywał nas jedynie esejami i opowiadaniami.

Czy już wspomniałem, że tym razem nie ma humoru, ale za to jest ciekawy dreszczyk grozy i tajemnica? Ha! Uwielbiam takie rzeczy! Przez długi czas towarzyszymy pewnemu malarzowi w jego rozterkach, wspomnieniach i próbach ogarnięcia się na nowo. Gdy zostawiła go żona, wyszedł z domu i przez wiele tygodni jeździł bez celu po kraju. Rezygnuje z malowania portretów, z którego się utrzymywał, z domu, ze wszystkiego co robił dotąd. Ale nowe jakoś nie jawi się na horyzoncie. Choć dzięki jednemu z przyjaciół może zamieszkać w górach, w domu jego ojca, słynnego malarza, i to praktycznie za grosze, jego życie przypomina trochę wegetację z dnia na dzień. Robi to co musi, ale nie zaczyna nic nowego, zdaje się na to co przynosi los, nawet w kontaktach męsko-damskich.
Nie będę ukrywał: trochę mnie drażni. Murakami często jednak buduje właśnie takich bohaterów, trochę zawieszonych w teraźniejszości, skupionych na przeszłości. Powoduje to natychmiast nasze podejrzenie, że klucz do rozwiązań pewnych problemów, może tkwić właśnie tam. Początkiem wybudzenia z letargu, przyjrzenia się wszystkiemu z nowej perspektywy będzie... No właśnie. Co? Dom i ogród z ich sekretami? Znaleziony obraz i wnikliwe jego studiowanie? Dzwonki jakie budzą bohatera co noc? A może pewien ekscentryczny sąsiad, który postanawia złożyć ciekawą ofertę?

Realność miesza się nie tylko ze wspomnieniami, ale i ze światem duchów u tego autora w dość naturalny sposób. Nie musi się dużo dziać, by wzbudzić nasze zainteresowanie. I choć pewnie nie każdy będzie miał frajdę z czytania o jedzeniu, codziennych czynnościach, słuchanych operach i filozoficzno-religijnych rozważań, ja wciągnąłem tom 1 "Śmierci Komandora" z ogromną przyjemnością. Zostałem w pewnym niedosycie, niepokoju i z dużą ciekawością na ciąg dalszy. Licząc na to, że przegryzanie się przez kolejne zagadki i warstwy tej historii nie przyniesie w finale rozczarowania. Oby tak było. Zmaterializowanie Idei w każdym razie obiecuje bardzo dużo :)

2 komentarze:

  1. Miałam podobne odczucia (potrafi stworzyć ciekawy klimat), kiedy przed laty przeczytałam pierwszą książkę Mukaramiego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie wiem czy to rzeczywiście warte jest Nobla, ale wolę Jego niż równie hołubionego Mendozę

      Usuń