poniedziałek, 30 listopada 2015

Hamlet - National Theatre Live, czyli w roli głównej Cumberbatch i... scenografia

Co prawda notka miała być ciut wcześniej, by chętni mogli jeszcze załapać się na pokaz 30 listopada, ale nic straconego - macie szansę zdobyć bilety jeszcze na 8, 15 lub 17 grudnia. Tyle razy pisałem już o spektaklach Multikina i British Council, że mam nadzieję linki do wydarzeń nie są dla Was miejscem w sieci zupełnie nowym. Zaglądajcie tam regularnie!  

"Hamlet" zapowiadany jest jako przebój tej jesieni. Podobno to przedstawienie, które w Londynie sprzedawało się najszybciej w jego teatralnej historii, ludzie na nie przyjeżdżali z całego świata, a i na pokazy kinowe też walą tłumy. Pomyślicie sobie: ale czemu? Ano odpowiedź widzicie obok na zdjęciu. Takie mamy czasy, że wystarczy obsadzić znanego aktora w głównej roli, a tłumy i rozgłos mamy zapewnione. Na szczęście tym razem nie ma wstydu i adaptacja jest ciekawa, nie tylko ze względu na samego Cumberbatcha. 
Oglądana na wielkim ekranie - gdy widzimy twarze w zbliżeniach, gdy kamera pokazuje nam to co zdaniem reżysera było najbardziej istotne, jesteśmy prowadzeni trochę jak za rączkę, ale mimo wszystko zostaje chwila, aby zachwycić się niektórymi pomysłami, zostaje miejsce na nasze przemyślenia.


Przyznam się, że paradoksalnie to co najbardziej mnie urzekło to nawet nie sama gra aktorów, a scenografia - zbudowana z rozmachem, a potem bardzo inteligentnie wykorzystana (choć to schody i sala pałacu, to potem stają się cmentarzem, pustkowiem). Robi to naprawdę niesamowite wrażenie, tyle, że ta wizja jest widoczna chyba lepiej na żywo, niż w tej kinowej wersji, gdzie kamera rzadko pokazuje nam całość sceny. Coś za coś. Możemy za to przyglądać się twarzom aktorów z bliska.
Dzięki temu nasza ocena poszczególnych postaci obejmuje nie tylko ruch, wypowiadany tekst, wkładane emocje, ale i to co pokazują wypowiadając dane słowa. I tu niestety można wskazać sporo postaci, które trochę rozczarowują. Może wynikało to również ze scenariusza - przeniesienie akcji sztuki w bliższą nam rzeczywistość, mieszanie gadżetów i strojów współczesnych z odniesieniami do scen znanych nam z oryginału, wpływa na to, że pewne postacie bledną, a ich fragmenty robią się dziwne. Horatio jako trochę bezpłciowy okularnik z plecaczkiem? Rozenkranc i Gildenstern, którzy są kompletnie w tle, nieciekawi i nudni? Nawet król Klaudiusz jakiś taki blady i niewiele w nim widać tego okrucieństwa jakie jest w sercu. Są więc słabości tego spektaklu i pewnie można by się jeszcze przyczepić do paru rzeczy.
A czy są mocne strony?
No ba!



Benedict Cumberbatch radzi sobie z rolą naprawdę dobrze - zarówno w scenach lżejszych, jak i tych bardziej dramatycznych. Może trochę słabiej wypada w niektórych monologach, ale tu znów przychodzi mu kilka razy z pomocą świetny pomysł reżyserski na to jak nasza uwaga ma skupić się tylko na nim. Jest wyrazisty, emocjonalny, widać jak wiele z siebie daje i skupia na sobie prawie 100% naszej uwagi. Jak zobaczyłem go w koszulce z Davidem Bowie na koszulce, po prostu mnie rozwalił. O dziwo jednak nie zgrzytało to wcale z tym jego udawanym szaleństwem, znakomicie dopełniało tę postać. W jego wykonaniu tragiczną, ale i jakoś zadziwiająco nam bliską, dającą się zrozumieć. To już nie jest ramota, cień z przeszłości, który plecie coś o duchach zmarłych, ale ktoś do kogo czujemy empatię, ba, nawet go lubimy... 
Poza nim niewiele jest postaci, które tak intensywnie potrafią zaistnieć na scenie. Może Ofelia w drugim akcie. Może cudownie zabawna rola grabarza. Ale to naprawdę wyjątki. 
Co by się stało gdyby pozwolić temu aktorowi zagrać to samo, ale w dużo bardziej kameralnych warunkach, bardziej surowej aranżacji? Czy jego gra, zaangażowanie wypadłyby jeszcze lepiej? Moim zdaniem tak. Choć scenografia zrobiła na mnie ogromne wrażenie, to przecież to trochę odciąga od tego co najważniejsze - tekstu, przesłania tego dramatu. Doceniam więc pomysł, zachwycam się Cumberbatchem i choćby dla tych dwóch argumentów mogę z ręką na sercu rekomendować Wam ten spektakl. Czy jest on jednak w jakiś sposób przełomowy, wyjątkowy, genialny? Pewnie takim mógłby być, ale moim zdaniem jednak zbyt wiele elementów zagubiono po drodze.     
Zdjęcia pochodzą ze strony spektaklu - tam też więcej informacji.

14 komentarzy:

  1. Właśnie wróciłam dziś z "Hamleta" a tu ta notka! :)
    Mnie też podobała się rola Cumberbatcha oraz ciekawe pomysły na scenografię. A tu kilka moich refleksji i spostrzeżeń na szybko.
    W tej realizacji główny bohater, również przez swój nad wyraz współczesny strój, aż do przerwy sprawiał wrażenie buntującego się nastolatka, który będąc w żałobie po ojcu nie akceptuje nowego partnera matki. Dla mnie to bardzo nowatorskie uwspółcześnienie i pokazanie "Hamleta" bardziej jako rodzinnego dramatu. Dopiero w finałowych scenach pierwszej części dochodzi do ukazania obłędu Hamleta i tragicznego kierunku, w którym zmierza sztuka, co w ciekawy sposób pokazuje "wietrzna" zmiana scenografii.
    Na oklaski zasługuje aktorka grająca Ofelię - bezbronną i neurotyczną dziewczynę z aparatem fotograficznym - dla mnie to nowa Ofelia, jeszcze bardziej nieśmiała, a przy tym nie nudna. Według mnie król Klaudiusz także wypadł bardzo dobrze, naturalność z jaką wygłaszał swoje kwestie była miła dla ucha, szczególnie jeśli zestawić go z Laertesem. Nieco gorzej królowa Gertruda, ale miała swoje momenty. Tak, Grabarz był cudny! Podobał mi się także Poloniusz - wiecznie z notesem przed oczami. Myślę, że te postacie, które zostały pokazane w sposób niesztampowy wypadły lepiej od pozostałych, może poza Horacym.
    Doceniłeś scenografię, ale na pochwały zasługuje także muzyka - mroczniejsza im bliżej finału, a także sceny "choreograficzne" jak pościg i pojedynek. Jeszcze nigdy nie widziałam teatralnej adaptacji Szekspira zrealizowanej z takim rozmachem! Również polecam grudniowe emisje i dodam, że trzeba sobie na nie zarezerwować prawie 3,5 godziny, bo tyle trwa to przedstawienie łącznie z przerwą i wstępem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak interpretowałaś ten aparat fotograficzny Ofelii? Takich ciekawych pomysłów było kilka, choć nie wszystkie mi dobrze grały (np. zabawa w żołnierza). Ogólnie - na pewno warto! Choćby dlatego, że to zupełnie inny Hamlet niż to co do czego się przyzwyczailiśmy. Dzięki ogromne za Twój wpis! A Coroliana widziałaś? Będę próbował dziś lub jutro pisać notkę...

      Usuń
    2. Myślę, że ten aparat był tylko po to by Gertruda mogła zobaczyć zdjęcia Ofelii (a my się domyślić, że są to zdjęcia Ofelii) i w związku z tym za nią pobiec by ją ratować. Lecz co było na tych fotografiach, że aż tak przeraziło Gertrudę?

      Usuń
    3. Ja widziałam "Koriolana" i moim zdaniem był wstrząsający - mocny i nieudziwniony bez potrzeby i ponad wszelką miarę (jak to w polskim teatrze bywa). Świetna ascetyczna scenografia, aktorstwo na wysokim poziomie (tu w odróżnieniu od "Hamleta" nie było słabszych "aktorów tła"). Jak dla mnie ta sztuka była bardzo współczesna i boleśnie prawdziwa.

      Usuń
    4. widziałem! i Dziś pewnie będę wieczorem o nim pisał!

      Usuń
  2. Uważam, że to świetny pomysł (teatr w kinie), żeby dotrzeć do większego grona odbiorców. Mam nadzieję, że kiedyś trafię na taki pokaz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trzeba szukać - stronka http://nazywowkinach.pl/ zbiera chyba wszystkie pokazy, nie tylko Multikino.

      Usuń
    2. Polska tradycja teatru na ekranie jest dość długa. Przecież Teatr Telewizji w swych najlepszych czasach również nagrywał "na żywo", choć bez publiczności. Marzą mi się takie transmisje i retransmisje z najlepszych polskich przedstawień, bo nie każdy może sobie pozwolić na wyjazd do innego miasta tylko na przedstawienie, szczególnie kiedy bilety są już wyprzedane.

      Usuń
    3. masz rację - ten nasz teatr telewizji ma podobny klimat, choć jest trochę bardziej właśnie telewizyjny (jakby to nie było na scenie ale w studiu). Pisałem o kilku przedstawieniach już u siebie i mam nadzieję, że jeszcze tvp wróci do pokazywania sztuk i to nie tylko z Warszawy

      Usuń
  3. Bilety już kupione, ale Pańska recenzja i komentarz El tylko zaostrzyły apetyt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. naprawdę warto - cały cykl jest ciekawy, bo pod względem wizualnym jest świetny! Zarówno te z National Theatre jak i z The Globe. A jak ktoś lubi operę lub balet też coś znajdzie dla siebie

      Usuń
  4. Obawiam się tego przeniesienia niektórych elementów sztuki w bliższą nam rzeczywistość, ale nie miałam okazji widywać teatru w kinie i to mnie intryguje. Jestem ciekawa, jak omawiany Hamlet ma się do sztuki o tym samym tytule, wystawianej w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Przedstawienie było dla mnie dużym przeżyciem i choć mam obawy, czy pokaz może temu sprostać, to z chęcią bym to zweryfikowała. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. większość osób, które ciągnąłem ze sobą były zachwycone. Ma to na pewno trochę inną atmosferę, ale ma też dużo plusów - widzisz wszystko dużo dokładniej :)

      Usuń
    2. Tej atmosfery jestem bardzo ciekawa więc chociażby dla niej poszłabym na pokaz. Znając siebie, też byłabym zachwycona :)

      Usuń