wtorek, 1 listopada 2011

Skóra, w której żyję czyli gdy człowiek chce tworzyć jak Bóg

Połowa familii (w tym ja) dziś choruje, za to zupa dyniowa wyszła nieźle, więc było czym się rozgrzać po powrocie z cmentarzy. Poza tym troche więcej czasu na lekturę i nadrabianie różnych zaległości. A propos zaległości to film "Skóra, w której żyję" widziałem już parę tygodni temu, ale jakoś nie bardzo szło mi pisanie na jego temat. W końcu jednak nie warto tego odkładać w nieskończoność. Od razu chyba muszę zastrzec, że nie mam stosunku bałwochwalczego do Almodovara - owszem, niektóre jego filmu lubię, ale też nie oczekuję każdego kolejnego jako dzieła wybitnego. Zachwyty tylko dlatego, że mamy do czynienia z "mistrzem" mnie nie ruszają. Mając jednak wybór pomiędzy głupotami na poziomie gimnazjalisty zawsze jednak wybiorę w kinie cś takiego (choć na sali było nas tylko kilka osób o takich gustach - chyba więcej poszło na komedię czy kino akcji). Skóra, w której żyję jest chyba jednym z chłodniejszych i depresyjnych jego filmów - dotąd nawet jeżeli było tragicznie czy mrocznie to jednak zawsze tkwiła w tym jakaś nutka albo humoru, absurdu, miłości, pożądania jako uczuć jednak pozytywnych. Ten film, gdybyśmy go sprowadzili do jednego słowa to chyba byłaby nim zemsta.
Najpierw poznajemy bohaterkę filmu - Verę (Elena Anaya), która przebywa (jest więziona?) w zamkniętym pomieszczeniu w jakiejś wilii. Zaczyna sie tajemniczo - nie wiemy czy dzieje się to za jej zgodą, czy jest to związane z jakąś oeracją plastyczną czy też z problemami psychicznymi. Właścicielem wilii i opiekunem dziewczyny jest wybitny chirurg - Robert (Antonio Banderas), który mieszka ze starszą matkującą mu gospodynią. Powoli napięcie rośnie, aż wreszcie pewne dość dramatyczne wydarzenie (wizyta nieproszonego gościa) wybija wszystkich z pewnego porządku (chorego, ale jednak) i sprawia, że wszyscy trochę więcej ze sobą zaczynają rozmawiać i coraz więcej dowiadujemy się o każdym z nich. A historia jest dość pokręcona (uwaga spoilery!). Znany chirurg, którego żona miała wypadek samochodowy i niemal w nim spłonęła po jej samobójczej śmierci ma obsesję by stworzyć  doskonałą, wytrzymałą na ogień sztuczną skórę. Miał też córkę, która długo była w szoku po śmierci matki, starał się ją chronić jak tylko mógł, ale niestety i jej przydarzyło się wydarzenie traumatyczne. Ojciec owładnięty pragnieniem zemsty próbuje dociec kto spędził ostatnie chwile z jego córką. Więcej o treści pisać nie będę, bo też warto samemu odkrywać kolejne warstwy tej historii i odkryć wreszcie tożsamość Very. Niby różnych rzeczy się spodziewamy, ale i tak kilka zaskoczeń można przeżyć.
Melodramat? Thriller? Kryminał? Wszystkiego po trochu, a na dodatek okraszone mocnym sosem Almodovara, więc spodziewajcie się sporo seksualności, nie tylko pięknej i dojrzałej, ale czasem brutalnej, młodzieńczo pociągającej, zdradliwej, uległej i wszystkich innych określeń, kt,óre jeszcze przyjda Wam do głowy. Reżyser często podejmował już tematy wpływu psychiki na seksualność (i odwrotnie), tolreancji i nietolerancji. Tym razem zakmnął swoich bohaterów niczym w jakims terrarium więc mniej jest o tym jak jednostka radzi sobie w społeczeństwie, a więcej jest o tym jak zmaga się z samym sobą. Dla kogoś może nagromadzenie tak wielu dziwnych emocji, pragnień, żądź, ukrywanie ich, a  potem uleganie im z calą siłą będzie trudne do wytrzymania. Dewiacje? Sadyzm? Syndrom sztokholmski? Morderstwo? Czego tu nie ma...
Dziwny film. Oglądalem go z ciekawością i nie wyszedłem jakoś rozczarowany, ale prawdę mówiąc nie byłem też jakoś specjalnie pozytywnie poruszony. Chyba koncepcja opowiadania tej historii i łączenia tam poważnych rzeczy i głębokich uczuć z akcją rodem z przeciętnego thrillera jakoś mi nie grała. Sceny po operacjach plastycznych, w zakmniętym pokoju - ciekawe i dające do myślenia (transseksualizm? jak to jest nie w swoim ciele?). Wątek genialnego chirurga, który bawi się w stwórcę też ciekawy, choć rodem z Sci-Fi. Ale całość? Raczej nie zapamiętam na długo i nie mam specjalnie ochoty do niego wracać. No chyba, że ze względu na niesamowitą grę Banderasa. Niech się schowają wszystkie jego młodzieńcze role - widać, że lata mu służą może nie na urodę, ale na talent. No i ciekawa ścieżka dźwiękowa!
trailer

20 komentarzy:

  1. Lubię Almodovara, ale ten film jest trochę nietypowy dla tego reżysera. Tak jak pisałeś- jest to jeden z jego najchłodniejszych filmów, najbardziej depresyjny. Tematyka niby podobna jak w innych filmach- transseksualizm, który generalnie jest symbolem tożsamości- jej poszukiwania. Tylko, że w innych filmach Almodovara bohaterowie źle się czują we własnej skórze i chcą zmienić płeć, tu jest inaczej, ta płeć zostaje narzucona. I jakie idą z tego konsekwencje? Ale nadal Almodovar bawi się swoimi bohaterami, bo w sumie Vera nie akceptuje do końca zmian,ale z drugiej strony, dzięki zmianie płci może "startować" do dziewczyny, która mu/jej się podoba. Almodovar znowu zapętla historie i to w nim lubię.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie oglądałam filmu, ale czytałam książkę Tarantula Jonqueta na podstawie której film powstał. Ma niecałe 150 stron,ale jest rewelacyjna. Dawno żadna tak mała książeczka tak mną nie wstrząsnęła.

    OdpowiedzUsuń
  3. to chyba też pierwszy film, w którym Almodovar sięga po scenariusz nie swojego autorstwa... Ciekawe czy ksiązka bardzo odbiega od wymowy filmu - musze kiedyś po to sięgnąć

    OdpowiedzUsuń
  4. tak, to jest pierwszy film Almodovara, który powstał w oparciu o obcy tekst. Też nie czytałam książki, ale z ciekawości po nią mam zamiar sięgnąć, by zobaczyć jak daleko idzie ingerencja Almodovara w powieść.

    OdpowiedzUsuń
  5. ja również się zgłaszam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgłaszam się i ja. Łatwe było. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja też się zgłaszam :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja w sprawie rozdawajki - widzę, że zgadłem ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja też się zgłaszam do konkursu ;)

    Oglądałam "Marzyciela" i "Królową", oba dobre, chociaż "Marzyciel" bardziej mi się podobał.

    OdpowiedzUsuń
  10. I ja zgłaszam się do konkursu :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja też się zgłaszam. Przyznam jednak szczerze, że gdyby się poszczęściło to zrzekam się nagrody głównej, ale za to bardzo chciałabym wygrać dwa filmy, które wymieniłeś później: "Królowa" i "Marzyciel".

    OdpowiedzUsuń
  12. zgłaszam się również! Julka pomyślałam dokładnie o tym, co ty. może tym razem mi się poszczęści...

    OdpowiedzUsuń
  13. To i ja dołączę do konkursu :-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Oglądałem film. Szczerze w swoim skromnym życiu nie widziałem bardziej "zrytego" filmu. Tak mi wszedł w psychikę jak żaden inny tytuł. Muszę więcej obejrzeć filmów spod skrzydła Almodovara.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj widziałem bardziej "zryte", ale rzeczywiście Almodovar ma ciekawe spojrzenie na rzeczywistość...

      Usuń