wtorek, 8 listopada 2011

Dzień, który odmienił twoje życie czyli największe szczęście to dzieci

Film, do którego podszedłem trochę jak do jeża - ni to komedia, ni to banalna obyczajówka opowiadajaca o losach rodziny. Ale coraz bardziej mnie ta historia wciągała, może przez ciekawy pomysł, może przez pewną wrażliwość opowiadania o niełatwych sprawach, przez pewną mądrość, która nawet w banalnych scenkach można było odnaleźć. 
Oglądamy 5 wybranych dni z kilkunastu lat życia pewnej rodziny - małżeństwa Marie-Jeanne i Roberta, ktorzy mają troje dzieci: Alberta, Raphaëla i Fleur. 5 dni, wydawało by się podobnych do innych, ale dla każdego z nich wydarzyło się w tym dniu coś takiego, co była pewnym przełomem, jeżeli chodzi o ich wybory, relacje z pozostałymi członkami rodziny.

Te relacje są tutaj najważniejsze. Dlatego wciąż cofamy się w ich wspomnieniach do szczęśliwego dzieciństwa, ono jest pewnym ideałem, bo wszystko było proste, wszyscy byli razem, tyle, że przecież takich chwil nie da sie utrzymac na zawsze. Gdy dzieci dorastają konfliktów między nimi, czy buntu przeciw rodzicom jest coraz wiecej, zaczyna sie trochę psuć także między Robertem i Marie-Jeanne. Dzieci chcą iść każde w swoją stronę, uciekają, tęsknią, czasem wracają, ale jedynie by wyleczyć swoje zranienia, nabrać sił przed kolejnym zmaganiem się z życiem. Każde z nich jest trochę inne i przyprawia rodziców o inny ból głowy (chłodna ambicja, eksperymentowanie i szukanie swego miejsca, zagubienie i bunt). Kłótnie, ciche dni, obrażanie, przebaczanie, wreszcie różne małe i duże radości i tragedie - to wszystko nieuchronnie pewnie się przydarza w każdej rodzinie. Fajnie pokazane jest to, że nie ma tu nikogo "świętego", który nie byłby winny różnym trudnym relacjom - każdy po trochu swoimi reakcjami, zachowaniem, słowami przyczynił się do tego, że coś zniszczył. I wszyscy też potem muszą wykonać krok po kroku by te relacje - tak ważne dla nich odbudować. Nie udając, że nic sie nie wydarzyło, ale przebaczając, stając się bardziej dojrzalymi, mądrzejszymi po dokonaniu iluś roznych błędnych wyborów.
Niby dość banalnie, ale jednak wzrusza. Historia prosta, pełna nie tylko scen dramatycznych, ale i prostych cudownych scenek gdy na różny sposób próbują wyciągać do siebie rękę (np. wspólny wypad z synem na koncert "gitarzystów bez gitar", wspólne rozmowy i posiłki, świętowanie)... Coś w tym filmie jest co pociaga - może specyficzne ciepła atmosfera w jakiej to wszytko jest opowiedziane. Niby trudne, chropowate realcje, ale jakaś głęboka tęsknota za miłością i brak zgody na to, by rozstać się definitywnie (mimo słow wielokrotnie rzucanych).
Małe dzieci - mały kłopot, duże dzieci - duży kłopot :) Ten film trochę to potwierdza. Pokazuje tez jak trudno czasem jest w małżeństwie po odejściu dzieci, ile jest wątpliwości, poczucia winy, niepokoju, że coś się definitywnie skończyło, a my nie potrafimy się na nowo oboje odnaleźć. Niby rodzice mało typowi - można by rzec "rock'n'rollowi", ale też można dyskutować na ile to poza, by być bliżej i dłużej z dziećmi, a na ile ich sposób na życie. Suma sumarum i tak najważniejsze okazało się nie to jakimi probowali być, ale po prostu otwarte i szczere mówienie o uczuciach, dopiero kryzys ich do tego zmusza. Ale może lepiej późno niż wcale? Ile takich rodzin znam, gdzie te związki rozłażą się w szwach i są tylko sztuczne spotkania tylko od święta. Tu miłość małżeńska, rodzicielska, dzieci wobec nich i między rodzeństwem przetrwały, bo każde głęboko w sercu za tym tęskniło i starało się to pielęgnować. 
Bardzo to wszystko szczere, jakieś naturalne, rozbrajające i bez specjalnego zadęcia. A po obejrzeniu od razu człowiek myślami kieruje się ku bliskim i ku temu co najważniejsze. Lepiej pielęgnowania takich relacji nie odkładać na przyszłość...
A na dodatek dużo fajnej muzyki (lata 60-80) i dawka humoru (np. świetne sceny z terapii dla palaczy)... aha i mnóstwo nagród!    
trailer ale niestety tylko francuski

4 komentarze:

  1. Panie Robercie,dawno nie czytałam tak zachęcającej recenzji.W kinie szukam prostych historii, takich co z pozoru niby nic a zapadają w pamięci na długie miesiące. Pańskie słowa o filmie wzruszają, tym bardziej ciekawa jestem obrazu i dźwięku:) zaczynam poszukiwania.
    Pozdrawiam i dziękuję za słowa.

    OdpowiedzUsuń
  2. i ja bardzo dziękuję, mam nadzieję, że film uda się znaleźć i się spodoba :)
    a jak potem zajrzy Pani żeby się podzielić wrażeniami będzie mi podwójnie miło

    OdpowiedzUsuń
  3. "Duże dzieci - duży kłopot..." Dzisiaj rozmawiałem z 80-latką, która ze smutkiem opowiadała, że córki jedynaczki nie widziała parę lat, bo mieszka w Niemczech (czasem dzwoni). Czy my, dzieci, naprawdę nie mamy żadnych zobowiązań wobec rodziców, czy nasza samorealizacja jest najważniejsza, czy nasz sukces zawodowy jest miernikiem naszej wartości i szczęścia, a odpowiedzialność za rodziców sprowadza się do zapewnienia im miejsca w domu starców lub odwiedzin od czasu do czasu? (m.)

    OdpowiedzUsuń
  4. pewnie wiele czynników na to wpływa, my w Polsce będziemy oceniać pewnie że to socjalizm rozwalał te więzi, ale to płytka interpretacja - to problem, który dotyka pewnie większości krajów z obszaru "nowczesnej cywilizacji"... Coraz trudniej chronić więzi, relacje, dbać o nie, o wspólne celebrowanie okazji... Skoro rodzice nie mają czasu dla dzieci co się potem dziwić, że dzieci nie mają czasu (i nie widzą takie potrzeby) dla rodziców :(

    OdpowiedzUsuń