niedziela, 30 października 2011

Pather Panchall - droga do miasta czyli perła z lamusa

TVP kultura po raz kolejny pokazuje mi piękno kino i pozwala mi odkrywać cudeńka i to sprzed tylu lat, że myślałem że wszystkie tytuły warte obejrzenia już dawno krytycy spisali a ja o większości wiem. Jak pokazuje ten przykład znam może kino europejskie albo hollywood, ale na tym świat się ni ekończy. Lata 50-te i niesamowity obraz z Indii "Pather Panchali" to uczta dla oczu i dlaserca. Obserwowanie jak wyglądał wtedy warsztat reżysera i jakie mieli rozwiązania to zawsze przyjemność, a jeżli na dodatek komuś uda sie stworzyć coś poruszającego to dwie godziny siedzi się przed ekranem, a potem długo jeszcze nosi w sobie poszczególne sceny.
Na początku myślałem sobie ot ciekawostka - przeszywająca muzyka hinduska, czarno białe celebrowane zdjęcia, dużo zbliżeń twarzy, zdjęć przyrody, które jakby podkreślały dodatkowo pewne wydarzenia, uczucia czy upływający czas. Obraz jak w starym kinie - czasem skaczący, rwany (zniszczenie taśmy?), też z kina przedwojennego pokazywanie czasem emocji bez dźwięku - jest muzyka, usta się poruszają, a my jedynie domyślalmy się co chcą powiedzieć... Ale potem coraz bardziej wciągała mnie ta historia. Ktoś mógłby powiedzieć - ot kino społecznie zaangażowane - kolejny obraz pokazujący biedę, brak wsparcia i powolne staczanie się na skraj załamania. Obejrzyjcie zanim powiecie, że wszystko już widzieliście.
W nędznym domku na skraju dżungli mieszka małżeństwo wraz z córką Durgą. Żyją bardzo skromnie, mają niewiele środków, ale starją się żyć uczciwie nie prosząc o jałmużnę bogatszych krewnych czy sąsiadów. Pomieszkuje z nimi jeszcze starsza ciotka, stauszka, która jest przywiązana do domu, w którym mieszkali jej przodkowie. Ojciec jest kapłanem i pisarzem, który podejmuje różne prace i marzy o tym by jego sztuki odniosłu sukces. Towarzyszmy im w różnych scenkach dnia codziennego, kłótniach, zabawach Durgi, wreszcie przyjście na świat kolejnego członka rodziny małego Apu. Potem to on będzie pewnym centrum - obserwatorem pewnych wydarzeń i ich bohaterem obok Durgi. Widzimy kolejne scenki - zabawy z rówieśnikami, zazdrość wobec bogatszych dzieci, szkołę chłopca, marzenia dziewczyny aby wyjść za mąż jak jej koleżanka, śmierć ciotki, wreszcie wyprawę ojca w poszukiwaniu pracy. Nie ma go kilka miesięcy, a w tym czasie żyje im się coraz trudniej, dom się owoli zapada, żywności brakuje, na rodzinę wali się kolejna tragedia.
Gdy to wszystko skrótem opowiadam brzmi może i mało ciekawie, ale zobaczcie sami ile w tych wysmakowanych scenach uroku, ile piękna, jak wiele mówiące mogą być sceny sięgania po ryż do pustego garnka czy oczy dziecka patrzącego na obnośnych sprzedawców. To świat trochę z jednej strony dla nas tajemniczy, z drugiej - oddane tak naturalnie codzienne życie bengalskiej wioski i problemy mieszkańców tak podobne do tego co dla nas zrozumiałe i dotykalne. Wymowa filmu więc jak najbardziej uniwersalna mimo pewnej egzotyki otoczenia.
Film podobno jest debiutem  indyjskiego reżysera, Satyajita Raya i jest początkiem filmowej trylogii. Już "upolowałem" kolejną część czyli "Nieugięty", szukam trzeciej. Polecam z całego serca - zero "cepelii", samo życie i na dodatek bardzo poetycko opowiedziane.

2 komentarze:

  1. "Dwójka" jest równie ciekawa, pokazuje losy rodziny Apu po ich przeprowadzce ze wsi do miasta (bodaj do Varanasi). Nędza dużego miasta wydawała się lepsza niż nędza życia na wsi. Apu przenosi się do Kalkuty, podejmuje pracę. Tylko czy można się wykorzenić, zapomnieć o rodzinie? Każda część jest jak klasyczna hinduska opowieść - śmierć wygrywa. (Mansur)

    OdpowiedzUsuń
  2. tak czułem, że akurat dla Ciebie nie będzie to zaskoczenie... Niedługo kolejne recenzje. Jak widać "stare kino" nadal jak dla mnie urzeka równie mocno jak współczesne (patrz Żywot Mateusza)

    OdpowiedzUsuń