czwartek, 17 listopada 2022

Leopoldstadt, czyli pamięć i tożsamość

MaGa: Kolejna odsłona dziejów rodziny żydowskiej na przełomie XIX i XX wieku. Niby dużo jest takich opowieści i z zasady wiemy jaki będzie finał, jednak za każdą z nich są inni ludzie, inne dramaty i inne spojrzenie na to co się działo, jak doszło do tego co ich spotkało i czy można było tego uniknąć. W tej opowieści zapisano losy Żydów wiedeńskich, choć ich korzenie sięgały krajów Europy Wschodniej.


R.: Tu warto by dodać, że autor sztuki Tom Stoppard, znany dramaturg i zdobywca Oscara za scenariusz do Zakochanego Szekspira, napisał rzecz mocno osobistą, bo choć zdawał sobie sprawę ze swoich żydowskich korzeni, dość późno zainteresował się losem swoich przodków. Jest to więc taka trochę próba nie tylko opowiedzenia ciekawej historii, ale i przepracowania jej dla samego siebie. Czy pamięć o przodkach, o tym kim byli powinna mieć dla nas znaczenie? Co ona zmienia? Czy dzięki temu i ja jestem kimś innym? To fascynujące pytania nie tylko w kontekście narodu wybranego, choć ze względu na holokaust na pewno w szczególny sposób ważne właśnie dla Żydów. W końcu tyle gałęzi drzew genealogicznych wtedy zniszczono...

MaGa: Każda taka podróż w czasy zagłady jest dla mnie straszna. Aż wierzyć się nie chce, że prawdziwe jest stwierdzenie Nałkowskiej: ludzie ludziom zgotowali ten los. Tylko pytanie: dlaczego? Bohaterowie tej opowieści też usiłują sobie na nie odpowiedzieć. Właściwie mało w tej sztuce polityki, ona przemyka się pomiędzy słowami, trzeba ją wyłuskiwać ze zwykłych rodzinnych rozmów. Bardzo dobrze się to oglądało.

R.: W sumie rzeczywiście widzimy kilka dekad historii Austrii, ale to wszystko gdzieś jedynie miga, czasem na zdjęciach, czasem wspominane przez bohaterów, czasem obecne przez to, że ktoś z rodziny zginął w określonych okolicznościach. Ciekawe jednak jest to, że ta wielka historia jest pokazana poprzez tą historię w wymiarze najmniejszym - jednej rodziny. Ich ambicji, marzeń, zwycięstw, porażek, rozczarowań i tragedii. Gdy wchodzili w wiek XX część z nich miała nadzieję, że coraz bardziej będą mogli się integrować ze społeczeństwem, czuli się jego częścią, choć zdarzali się tacy, którzy wciąż przypominali im inność. To opowieść o rozdarciu między wiernością tradycji i wierze oraz pragnieniem bycia zaakceptowanym, nawet kosztem porzucenia wszystkiego co ważne dla moich rodziców. To pierwsze zawsze spaja pokolenia ze sobą, ale jednocześnie naraża na to, że są traktowani jaki "nie swoi", to drugie, choć daje nadzieje na awans społeczny, edukację, karierę, pieniądze, często niestety okazuje się i tak złudnymi nadziejami, bo wciąż ktoś sobie przypomina, że jednak nie do końca jesteś "nasz" i zostajesz z niczym, czyli zabiorą ci to co zyskałeś, a wcześniej sam wyrzekłeś się tego co mogło ci dać siłę na takie chwile.



MaGa: Dla mnie ten spektakl był poniekąd odkrywczy, bo postawił przede mną pytania, których nigdy bym nie postawiła wcześnie, np. jak się czuje obywatel bez państwa? W roku 1900 nie było przecież państwa Izrael. Jak się czuje człowiek, który z konieczności musi/chce się zasymilować w innym kraju? Choć niekiedy tego nie chce a musi, a niekiedy chce – a mu nie pozwalają. Dlaczego korzenie w tej społeczności są tak ważne? Takich i innych pytań w czasie oglądania nasunęło mi się więcej. A oglądanie toku myślenia bohaterów było i odkrywcze i zarazem naiwne (co wiemy teraz). Tylko czy historia czegoś nas uczy? Patrząc na obecny wysyp populistów, nacjonalistów…

R.: Patrzymy jak rośnie zagrożenie ze strony nacjonalistów, a jednocześnie mimo ostrzeżeń, wielu Żydów wciąż powtarza: nie takie rzeczy przetrzymaliśmy, przecież nie będzie gorzej... I to jest nawet bardziej dla nas bolesne niż wszystkie obrazy z getta i obozów, bo i tak mamy je w głowach.

MaGa: I ta wstrząsająca ostatnia scena… Wstrząsająca przez swoją wymowę. Niby nic się nie dzieje a oglądamy najstraszniejszy dramat rodzinny.

R.: Ciekawe jest to, że praktycznie cały spektakl to scenki z życia rodzinnego, spotkania z gośćmi, znajomymi, przekomarzanie się z krewnymi. Czasem nawet o pewnych sprawach nie mówi się wprost, ale wyczuwamy się w napięciu jakie się unosi, w spojrzeniach. Rzeczywiście, dla mnie też ten finał był bardzo mocny. Chwila gdy uświadamiasz sobie ile ci odebrano, jak cenne są te wspomnienia rzadkich chwil, które jeszcze masz w głowie.

MaGa: Bardzo mi się ten spektakl podobał. Bardzo. Polecam.

R. Przyzwyczajony do bardziej spektakularnych wizualnie spektakli z Londynu tu byłem trochę rozczarowany tym, że niczym mnie Leopolstadt nie zaskoczył, jest ciut przegadany, ale na pewno to ciekawy tekst i sztuka warta zobaczenia. 

Polecamy cały cykl prezentowany w Multikinie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz