poniedziałek, 18 maja 2020

Trzypak dla wytrwałych, czyli Dzika grusza, Zimowi bracia i Wszyscy bogowie w niebie


Wciąż odkopuję się z zaległych notek filmowych, a tu wciąż dochodzą nowe tytuły, bo też jak mniej się wychodzi z domu, więcej jest okazji do polowania na coś w tv. Dziś pakiet filmowy dla wytrawnych smakoszy. A choć ja często z przyjemnością sięgam po kino studyjne, nie ukrywam, że tym razem każdy z nich po prostu mnie przerósł. Może nie trafił w mój nastrój? Nie odradzam, ale o każdym z nich kilka zdań.

Najbardziej z nich dziwny, ale moim zdaniem też najciekawszy to dzieło filmowca, który ukrywa się pod pseudonimem Quarxx. Dramat? Fantastyka? Thriller? A wymieszajcie sobie to wszystko w sosie zemsty, psychozy, dziwacznych relacji rodzinnych.
Wszyscy bogowie w niebie z tytułu tego filmu to kosmici, których przybycia oczekuje główny bohater. Mają uwolnić go od egzystencji na ziemi, która nie daje mu żadnej satysfakcji. Chodzi do pracy, do psychiatry, do którego go wysłali, stara się wykonywać jakieś prace przy domu, ale to wszystko jakby z przymusu i ledwie sobie z tym radzi. Czas dzieli między swoją obsesję, przygotowywanie się na wizytę obcych, szukanie znaków co do daty ich przybycia, a opiekę nad siostrą. Dla niej rzeczywiście jest gotów zrobić wiele.


Nie tyle nawet z miłości, co z jakiegoś poczucia winy - od dziecka jest przykuta do łóżka i potwornie zmasakrowana, bo wystrzeliła sobie z pistoletu w twarz podczas ich wspólnej zabawy.
Teraz czyta jej romanse, potrafi nawet szarpnąć się na kasę dla żigolaka, który ma jej dostarczyć
przyjemności, kąpie ją i jak tylko może, broni się przed tym by opieka zabrała mu prawa do opieki nad nią.
Jeżeli nie boicie się przełamywania tabu, sporej dawki obrzydliwości i dziwnych, jakby narkotycznych wizji, seans do polecenia.
Zupełnie szalone kino, odważne i trudne do zapomnienia.

Turecka "Dzika grusza" jest zupełnie inna. Blisko 3,5 godziny sentymentalnej, spokojnej (a może i nawet usypiającej) narracji, w której na próżno szukać jakichś dramatycznych punktów, na których chciałoby się zawiesić swoją uwagę.
Tak rzadko możemy jednak zaglądać na prowincję tego kraju, przyglądać się problemom ludzi - to zdecydowany plus tego filmu, obok klimatycznych zdjęć.
Sinan wraca do domu po ukończeniu studiów, nie ma jednak na siebie jakiego konkretnego pomysłu - jego koledzy poszli do wojska, on co prawda mógłby zostać nauczycielem, ale musiałby jeszcze zdać jeden egzamin i być gotowym na to, że państwo wyśle go gdzieś w drugi koniec kraju, do jeszcze większej dziury niż jego rodzinne miasteczko.
Chłopak ma jednak marzenie: napisał powieść i chciałby ją wydać. Choć zdaje sobie sprawę, że to nie jest literatura popularna, ale dla niego te słowa są ważne, chce jakoś oddać to co wszystko w nim siedzi.

W tej rzeczywistości jaka go otacza, patrząc na ojca, który również swoje ambicje rozmienił na drobne, jak hazard pochłonął go całkowicie, chciałby czegoś innego. Tylko jak to zrobić, jeżeli znikąd wsparcia, zrozumienia. Łatwo powiedzieć - weź się za coś konkretnego. Idealizm można schować w kieszeń, gdy nie widzi się wyjścia, dużo łatwiej wyładować się w agresji i negowaniu wszystkiego...
Dużo się tu mówi, ale chwilami zastanawiałem się: czy nie można prościej? Nie można krócej, tylko wciąż krążyć wokół tego samego?
Przecież wiadomo, że to wyraz tęsknoty za możliwością bycia z czegoś dumnym i stąd to całe szarpanie się, walka z tymi, którzy cię nie rozumieją. Gdyby nie zdjęcia i cudowne krajobrazy chyba bym nie dotrwał do końca. Ale dotrwałem i w sumie się cieszę.
Choć i tak uważam, że to przerost formy nad treścią.


Podobnie mam i z kolejnym "dziełem". "Zimowi bracia" nie zmęczyli mnie długością, ale pokręconą fabułą. Do tego na próżno tu szukać pięknych zdjęć - jest surowo, nawet brzydko, choć Skandynawskie kino przecież nie raz pokazywało, że ten chłód może być piękny.
Tu jest brzydki, podobnie jak i egzystencja bohaterów. Kombinujących, olewających konieczność budowania jakichś bliższych relacji z innymi. Wykorzystać. Naciągnąć. Przetrwać.
Gdzie sens w takiej egzystencji? Takiej pracy, która wydaje się czymś koszmarnym? Gdzie jedyne rozrywki to alkohol, narkotyki i podglądanie kobiet...

Kontrast pomiędzy bielą na zewnątrz i ciemnościami w kopalni (serio?), konflikt między braćmi o kobietę, mało dialogów, obsceniczność, dziwne wizje i marzenia - tak chyba mógłbym streścić ten film, który okazał się dla mnie jednym z większych niewypałów ostatnich miesięcy.
Kino artystyczne chyba naprawdę dla wytrawnych smakoszy. Ja poległem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz