środa, 5 lutego 2020

Ella Fitzgerald, czyli cóż za głos

Mała przerwa w filmach nominowanych do Oscarów, a mimo to, że uzbierało się sporo książek przeczytanych, znowu filmowo, bo jesteśmy tuż po premierze filmu "Just one of those things". Filmy dokumentalne niestety u nas długo na ekranach nie goszczą, jeżeli więc ktoś jest zainteresowany, musi się spieszyć. I polecam, nawet jeżeli ktoś nie przepada za jazzem, bo to dobra historia i muzyka, którą się można zachwycić.
Ella Fitzgerald nazywana pierwszą damą piosenki, królową jazzu, a przecież tak mało brakowało, żeby nie dostała szansy od losu. Jak wiele innych dzieciaków afroamerykańskich żyła w nędzy, tańczyła za kilka centów na ulicy, nie miała jednak nic do stracenia, więc zgłosiła się na konkurs talentów w Apollo Theatre w Harlemie. Miała raptem 15 lat. I chwilę później wyruszyła w swoją pierwszą trasę koncertową, która zapoczątkowała trwającą blisko 6 dekad przygodę ze scenę.


Ciekawe zdjęcia, wywiady, sporo muzyki (choć chciałoby się jeszcze więcej!) i historia w której jest równie dużo radości sukcesów, jak i goryczy, smutku. Wybrzmiewają nie zawsze szczęśliwe związki, rasizm, problemy z akceptacją, trudność pogodzenia domu z karierą. Może w jej życiu nie było tak wielkich tragedii, czy sensacji, by przyciągnąć uwagę jakimiś aferami, ale i tak warto obejrzeć ten dokument, traktując to jako element swojej edukacji muzycznej, może wstęp do tego, by sięgnąć po więcej nagrań i odkryć wyjątkowość głosu Elli Fitzgerald i jej wpływ na kolejne pokolenia śpiewających pań. Umiejętność wykorzystywania swojej ciekawej barwy głosu, budowania niesamowitych improwizacji może zachwycać nawet jeżeli ktoś jazzu słucha bardzo mało.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz