niedziela, 20 maja 2018

Wikingowie. Topory i sejmitary - Radosław Lewandowski, czyli płyńmy na wschód, tam musi być jakaś cywilizacja

O poprzednich dwóch książkach Radosława Lewandowskiego pisałem nie tak dawno, ale seria się rozwija (ukazał się tom czwarty) i kto wie gdzie jeszcze los rzuci naszych bohaterów.
Warto czytać po kolei, bo różne motywacje (np. pragnienie zemsty) będą bardziej przejrzyste gdy znamy całą historię. Choć pewnie znajdą się i tacy, którym nie będzie przeszkadzać fakt iż nie znają wcześniejszych zdarzeń, ale dadzą się porwać wartkiemu nurtowi fabuły. Autor w tym tomie nie zwalnia tempa i w porównaniu z tomem drugim, tu mniej jest moim zdaniem dłużyzn, nie zawsze przejrzystych opisów. Drużyna wikingów, wsparta jeszcze dodatkowo przez grupkę Indian z plemienia Beothuków, przepływa po raz kolejny Ocean, by szukać zemsty na tych, przez których musieli uciekać z ojczyzny. Nie są jeszcze na tyle silni, by rzucić wprost wyzwanie wrogom, ale mogą przynajmniej podjąć próbę odszukania śladów matki i siostry Oddiego, które zostały wtedy na pastwę napastników. Młody bohater już nie jest maminsynkiem, zmężniał, stwardniał i choć wciąż musi uważać, by nie stracić autorytetu przywódcy, wygląda na to, że zawierzyli w jego odwagę i szczęście, jakim najwyraźniej obdarzają go bogowie.

Wyruszają w dwa okręty, ale już przy brzegach Danii, w pierwszej bitwie, po raz kolejny udowadniają, że męstwo i zaskoczenie przeciwnika, pozwala pokonać nawet bardziej licznego wroga. I tak, choć wciąż los rzuca im różne kłody pod nogi, narażeni są na trudności i ryzyko, a niektórzy z nich muszą poświęcić głowę, by ratować skórę reszty, oni nie boją się śmierci, z radością przyjmują walkę, po której mogą już jedynie ucztować z bogami w Walhalli. Płyną na Wschód, śladem handlarzy niewolników, którzy podobno wywieźli siostrę Oddiego do Cesarstwa w Konstantynopolu.
O ile w drugim tomie mieliśmy Amerykę Północną, wierzenia i legendy Indian, to teraz ruszamy przez tereny Słowian, Rusinów, czy Chazarów. Dotkniemy m.in. konfliktu, który mocno w X wieku zaistniał na tych ziemiach - wkraczania nowej wiary i wypierania pogańskich wierzeń i tradycji. Mniej jest może samych zwyczajów, bo też bohaterowie mają kontakt jedynie przez krótki czas z mieszkańcami różnych portów i miast. Zwykle te kontakty też nie są jakoś bardzo sympatyczne. Bywa krwawo, mało przyjemnie i nie każdy kieruje się honorem tak jak oni. Ta dziwna drużyna pod wodzą młodego Jarla, złożona z Normanów, czerwonoskórych wojowników i jomswikingów, którzy do nich dołączyli, dotrze m.in. przez Kijów, aż do serca Bizancjum. A gdzie dalej? To się jeszcze okaże.
Lewandowski snuje fantastyczne i mocne przygody, ale co widać w posłowiu, wcale nie wymyśla sobie tak do końca z palca tych opowieści. Sięga po różne sagi, kroniki, a więc stara się opisywać wszystko jak najbardziej zgodnie z rzeczywistością. Wzbogaca to oczywiście trochę rubaszną porcją humoru, męską przyjaźnią i walkami. Tacy są już jego bohaterowie. Twardzi faceci, nawykli do wojaczki i tułania się na wyprawach, a nie do siedzenia w domu przy żonie. Przyszło im płynąć przez stepy rzeką, a nie morzami jak dotąd, ale dla nich nieważne gdzie ich rzuciło, byle można było stamtąd wrócić z łupami lub zginąć w chwale. 

Trzeci tom naprawdę podgrzewa atmosferę.

2 komentarze:

  1. Coś dla mnie, bo jestem po lekturze "Północnej drogi " Elżbiety Cherezińskiej, pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są trochę inne. Lewandowski jest bardziej przygodowy, mniej obyczajowy

      Usuń