niedziela, 20 maja 2018

Zamki Caladale, czyli nieważne z czego budujesz, byle się trzymało

No tak, wczoraj w nocy prawie do drugiej planszówki, dziś dwie wymiany książek (w tym jedna organizowana przeze mnie), a ja potem się dziwię, że jestem niewyspany i zmęczony. Dziś więc nie ma notki o książkach, filmach czy teatrze, ale oto kolejna gra do mojego spisu. Wiem, że moje notki nie są tak profesjonalne jak recenzje ludzi, którzy siedzą w planszówkach i piszą o nich na co dzień, ale potraktujcie je najwyżej jako zachętę. Sam złapałem bakcyla głównie dzięki ludziom, którzy przynoszą swoje gry, tłumaczą zasady, bo przecież nie da się kupić wszystkiego i rozeznać na rynku co na pewno się sprawdzi.
W Zamki Caladale grałem dziś i polubiłem ten tytuł od razu. Jest prosty, ale zmusza do kombinowania, a co ciekawe, w rozgrywce różnice punktowe są bardzo niewielkie, więc nie ma takiej frustracji i zniechęcenia jak przy niektórych grach. O co biega? Zasady dobrze opisał Tomasz z Board Games Addiction i to od niego pożyczam też kilka fotek. U mnie jedynie króciutko.


Jeżeli graliście kiedykolwiek w Carcassonne (które bardzo lubię), to pewnie kojarzycie kafelki układane tak, aby pasowały do siebie bokami. Tu macie coś bardzo podobnego. Z puli kafelków (widzimy dziewięć odsłoniętych i z  nich wybieramy, potem dokładając nowy na miejsce tego co wzięliśmy) bierzemy to co pasuje do budowanego przez nas zamku. Kto zbuduje najładniejszy? Można go rozciągać w górę, na boki (choć tu jest ograniczenie), budować z kamienia, drewna i cegieł, ale ważne, by gdy kafelki się skończą, mieć zamek ukończony, czyli każda ściana musi być zakończona. No, najwyżej skorzystamy w ostateczności, ale to kosztuje nas punkty ujemne.

I tyle. Prawda, że proste? W praktyce trzeba się trochę nakombinować, bo wiedząc, że od góry najlepiej kończyć z uroczyście powiewającą flagą (punkty), to jakoś do tego musimy dojść. A przeciwnik przecież nie czeka, tylko może sprzątnąć upatrzony przez nas fragment dla siebie. Możemy na szczęście jednak trochę zmieniać ustawienia i przebudowywać swoją budowlę.
Najbardziej spodobała mi się w tej grze grafika - każdy kawałek jest inny, na większości są jakieś urokliwe dodatki (wróżki, smoki, okienka, fajerwerki itp.). Z jaką przyjemnością spogląda się na taką konstrukcję, pełną takich oryginalnych elementów. Każda budowla dzięki temu jest wyjątkowa. Nasza.
Nie ma żadnych napisów, więc zasady pojąć i grać bez problemu mogą nawet dzieci w wieku przedszkolnym, choć oficjalnie gra jest 8+. Podobno jest też tryb solo. My graliśmy we 4 (maksymalna liczba graczy). Do zdobycia już za około 60 zł.
Bez większej negatywnej interakcji, przyjemna, prosta. Idealny zakup dla rodziny.

2 komentarze:

  1. Też kiedyś grałem w planszówki, fajna rzecz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. teraz ukazują się takie cudeńka, że dawne gry to taki uboższy i nie robiący już wrażenia krewny

      Usuń