wtorek, 15 maja 2018

Być jak Stanley Kubrick, czyli ogrzej się w blasku mojej sławy


Szalony i dziwny film. Z prawdziwej historii mężczyzny, który podawał się za słynnego reżysera i czerpał nawet z tego powodu jakieś korzyści, choć nawet nie był do Kubricka podobny, powstał film, który trochę nuży, ale dzięki kolejnej ciekawej roli Johna Malkovicha, jednak zostaje w głowie.
Alan Conwey to człowiek, który wykorzystując niechęć wielkiego reżysera do publicznych wystąpień, bezczelnie podawał się za niego - działo się to na przełomie 1998 i 1999 roku w Londynie, gdy Kubrick kręcił "Oczy szeroko zamknięte".
Zakosztować sławy - któż by tego czasem nie chciał spróbować?

Cała wymowa filmu jest jednak wcale nie jest tak bardzo komediowa, jak by się to mogło wydawać. Bohater to postać głęboko samotna, nieszczęśliwa. Stąd jego wręcz patologiczna chęć bycia zauważonym, wszystkie kłamstwa, bez przejmowania się konsekwencjami, które prędzej czy później muszą nastąpić. Żeby jeszcze przynajmniej był przygotowany do swojej roli, ale on nawet nie wie zbyt wiele o reżyserze, nie zna jego dzieł, po prostu opiera się na jakichś ogólnikach, typu: wydaje mi się, że tak brzmi amerykański akcent. Artysta może być dziwakiem, któremu różne rzeczy się wybacza, udawało mu się nabrać więc całkiem sporo osób. W sumie ani on nie budzi sympatii, ani jego ofiary, które przecież idą na lep, bo widzą w tym jakąś szansę na swoje korzyści.
Jak wspomniałem - jeżeli oglądać, to tylko dla Malkovicha. On jak zwykle świetny.

1 komentarz:

  1. Malkovicha uwielbiam, więc i film z przyjemnością obejrzę, pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń