czwartek, 22 grudnia 2011

Wściekły byk, czyli furia

Siedzę przed monitorem i zastanawiam się co napisać o tym filmie, żeby nie było banalnie. Dzięki kreacji Roberta DeNiro ten film to nie tylko klasyka, ale legenda - jak można do takiego stopnia wcielić się w rolę - chudnąć, ćwiczyć miesiącami boks, żeby być naturalnym, a potem przytyć 30 kilo, żeby pokazać kolejny etap życia bohatera. Wszystko tak naturalne - i gniew, podejrzliwość, własna duma, ale i własna słabość. To chyba najlepszy film duetu Scorsese i De Niro. Bo przecież tej roli pewnie by nie było bez reżysera, bez pomysłu.
Całość jest dość swobodnie oparta na biografii znanego pięściarza z lat 40-tych i 50-tyck Jake'a LaMotty "Byka z Bronksu". To historia drogi na sam szczyt i zdobycia mistrzostwa, a potem droga na prawie samo dno...

La Motta na pewno był zdolnym bokserem - dość łatwo pokonywał wszystkich swoich rywali. Ale poprzez swoją dumę, nieprzejednanie, podejrzliwość i cholernie gwałtowny charakter zrażał do siebie prawie całe otoczenie. Jedynie brat Joey (świetna rola Joe Pesciego) trwa przy nim, stara się go łagodzić i przekonywać do ustępstw i do pracy nad sobą. Bo Jake jest cholernie nieprzewidywalny i robi to na co ma ochotę, jak ma na coś zachciankę nikt nie może go powstrzymać - jak potem zrzucić przed pojedynkiem kilogramy, które się odłożyły w ciele? Albo jak go przekonać by na drodze do wymarzonego mistrzostwa poszedł na układ z mafią, która blokowała mu drogę do tytułu? Cały wątek kariery sportowej przeplata się w filmie z życiem prywatnym Jake'a - szczególnie z młodą i piękną nową żoną Vicky, do której miłość stawała się coraz bardziej zaborcza i destruktywna. La Motta słynął ze swej brutalności - to dlatego nazywano go wściekłym bykiem, bo potrafił przeciwnika na ringu masakrować z ogromną agresją, samemu wytrzymując najgorsze ciosy. Niestety nie potrafił nad swą porywczością i siłą zapanować również poza areną. Wciąż ogarnięty podejrzliwością, niechętny i nieufny wobec innych ludzi nigdy nie potrfił cieszyć się z tego co zdobył - ani z sukcesów (bo wciąż musiał walczyć by pas mistrzowski utrzymać), ani z rodziny. W którymś momencie został prawie sam - nawet brat go opuszcza, a żona tylko ze względu na jego błagania zostaje przy nim.
Wreszcie porażka i wydawałoby się szansa na inne życie - jedynie odcinanie kuponów od sławy i cieszenie się pieniędzmi. Ale Jake - coraz grubszy i nie stroniący od rozrywkowego życia nadal nie widzi więcej niż czubek własnego nosa. Odejście żony, więzienie i zaczynanie nowego życia od konferansjerki w kiepskich lokalach na pewno mocno go doświadczyły, ale jakoś nie mam pewności czy w finale rzeczywiście to człowiek, który zrozumiał swoje błędy... Oto niepokonana bestia, którą jego własne szaleństwo doprowadziło do przegranej nie tylko na ringu, ale i w życiu. To opowieść o autodestrukcji, zamykania się w sobie przed otoczeniem, ucieczki w alkohol, w jakąś iluzję.
Kapitalne zdjęcia i atmosfera (całość zrobiona w konwencji czarno-białej), naturalne walki i przede wszystkim wielki 
Robert De Niro. To głównie dzięki jego kreacji ten film jest wielki. Martin Scorsese po raz kolejny zafundował mi ucztę przed ekranem telewizora. Co z tego, że powtórzoną - ten film wciąż nie przestaje mi się podobać.

2 komentarze:

  1. Film widziałem juz jakiś czas temu, ale kilka scen mam dalej przed oczami. Świetna rola DeNiro, genialny klimat. Zastosowanie black & white to strzał w dziesiątkę, brak kolorów pozwala jeszcze bardzie skupić się na głównej roli i fabule.

    Wesołych :)

    OdpowiedzUsuń
  2. dzięki i wzajemnie :)
    Masz Rację - ten klimat jest świetny - momentami ma się wrażenie, że ociera się to o dokument. DeNiro po prostu staje się LaMottą.

    OdpowiedzUsuń