wtorek, 6 kwietnia 2021

Anglik, który ocalił japońskie wiśnie - Naoko Abe, czyli "Cherry" Ingram i jego historia

Urokliwa historia i cudownie, że ktoś poświęca swój czas, by przybliżyć/przypomnieć światu takich ludzi. Nie znajdzie on pewnie miejsca w podręcznikach, encyklopediach, jego dokonania pamiętają pewnie głównie znawcy, kolekcjonerzy i pasjonaci. Kiedykolwiek jednak w Japonii lub może w innym miejscu na świecie zachwycicie się pięknie kwitnącymi wiśniami, po lekturze tej książki, z pewnością z uśmiechem i wdzięcznością wspomnicie tego pana. Collingwood Ingram pokochał Japonię, pokochał drzewka, które tam kwitły w tylu miejscach, w tylu odmianach i ponad połowę życia poświęcił, by różne odmiany rozpowszechniać po świecie, by te najbardziej cenne nie zaginęły, by pojawiały się wciąż nowe.
Kaprys arystokraty, który nie musiał specjalnie przejmować się pracą, wydatkami? Ktoś mógłby tak pomyśleć, ale to akurat nie był typ człowieka wykorzystującego innych, oczekującego od życia jedynie piękna, przyjemności. Owszem - kochał podróże, kochał spotkania z ludźmi, kochał piękno przyrody, fascynowały go ptaki. Szukał swojego miejsca, jakiejś pasji, w której jego kolekcja, jego głos, doświadczenie, mogłoby zostać docenione. Nie bał się też ubrudzić rąk, sam doglądał drzewek, szczepił je i pakował, gdy wysyłał w drugi koniec świata. Pisał, rysował, pragnąć przybliżać świat natury ludziom. Po co?

Po to by piękna na świecie było trochę więcej.
Naoko Abe napisała wciągającą biografię, ale jednocześnie w fascynujący sposób połączyła ją z opowieścią o swoim kraju, o przemianach jakie się w nim dokonywały. Czym były kwitnące wiśnie kiedyś, czym były gdy na początku dwudziestego wieku zachwyciły one Ingrama, w ogromnej różnorodności, bogactwie kolorów, a czym stały się później, gdy jedną z odmian podporządkowano propagandzie jako symbol poświęcenia i posłuszeństwa. Po wojnie wiele z odmian okazało się kompletnie zniszczonych i to właśnie w ogrodach, w odległej Anglii, dzięki wysiłkom miłośnika wiśni, jakim był nasz uroczy starszy już pan, znalazł się ratunek dla tego dziedzictwa światowego. Wiśnie cieszą oczy nie tylko w Japonii, ale właśnie stąd ruszyły w podróż w świat, między innymi dzięki Ingramowi.
 

Są takie momenty w historii, że wojna albo pęd za nowoczesnością niszczy piękno, traktując je jako zbędne, drugorzędne. A potem pozostaje jedynie pustka, którą trudno wypełnić. Na szczęście są też tacy wrażliwi ludzie, którzy czują że ich misją jest właśnie owo piękno chronić, pokazywać światu i dbać o to, by mogło ono wrócić wszędzie tam, gdzie ludzie go pragną. I to jest wspaniałe.

Jedyny smutek przy lekturze to czarno białe zdjęcia. By w pełni zachwycić się kolorami i pięknem o którym czytamy, trzeba sięgnąć do Sieci.

2 komentarze:

  1. Ciekawi mnie Japonia i jej historia oraz samo społeczeństwo. Mam za sobą kilka książek japońskich autorów i nie żałuję, więc na pewno sięgnę nawet po biografię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. polecam zatem uwadze to co wydaje Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, bo tam sporo takich smaczków i to w różnych seriach - od powieści aż po reportaże i rzeczy bardziej specjalistyczne (np. demonologię z tego co pamiętam wydali z baśni i podań japońskich)

      Usuń