czwartek, 17 maja 2018

Bóg nie jest automatem do kawy - ks. Zbigniew Czendlik, Markéta Zahradníkova, czyli skupmy się na dobru, a nie na grzechach

Premiera w ubiegłym tygodniu, ale ja sobie zacząłem podczytywać już na spotkaniu autorskim, poszło więc błyskawicznie. I prawdę mówiąc mam mieszane uczucia. Ksiądz Zbigniew na pewno jest bardzo sympatycznym, otwartym człowiekiem, ale to nie znaczy, że to co mówi, jest jakoś super odkrywcze. Co więc czyni go pewnego rodzaju fenomenem, co sprawiło, że ten wywiad tak dobrze sprzedawał się w Czechach i nawet zebrał jakieś nagrody literackie? Czy to dlatego, że w pewien sposób trochę przełamuje stereotypowe myślenie o kapłanach katolickich (szczególnie tych z Polski), jako o zatwardziałych konserwatystach, którzy jedynie pouczają ludzi i grożą palcem? To na pewno przyczyna, dla której Mariusz Szczygieł zdecydował się tą książkę wydać również u nas. W końcu jednak nie co dzień zdarza się, żeby proboszcz z niedużego miasta był postrzegany jako gwiazda medialna, człowiek równie interesujący jak gwiazdki i celebryci. Czym więc zdobył swoją popularność? 

Odpowiadając na pytania Markéty Zahradníkováej opowiada o dzieciństwie, seminarium, przyjeździe do Czech i wreszcie o tym jak zmieniał się jego sposób myślenia pod wpływem tego co w tym kraju doświadczał. Z książki wyłania się obraz człowieka miłego, z poczuciem humoru i z dużą tolerancją dla ludzkich słabości. To ktoś taki, kto na kontrowersyjne, trudne pytania, nie uniesie się, sięgając po autorytet Kościoła, pouczając i grożąc. Raczej pójdzie do knajpy, poklepie po ramieniu, pożartuje, a o Bogu będzie opowiadał jedynie wtedy jak go spytasz. Nie nosi sutanny, koloratki, ale nie ma oporów np. żeby założyć szpilki i pozować w nich do sesji zdjęciowej, jeżeli go o to poproszą (kampania dotycząca równego traktowania kobiet i mężczyzn). To nawet nie tyle liberalizm, co po prostu jakaś zwykła ludzka życzliwość - skoro przyjechałem do kraju, w którym jest tyle ateistów, to nie mogę się wywyższać, wolę pokazywać swoim uśmiechem, swoją działalnością, że nie taki ksiądz (dla wielu Czechów=diabeł) straszny. Zaciekawiać, okazywać normalność, nie straszyć. I tyle. A reszty dokona sam Bóg, jeżeli tylko będzie miał taki plan. Bo ks. Czendlik śmieje się, że to na pewno nie on nawraca, nie ma takiej mocy sprawczej. On jest jedynie narzędziem. Dość specyficznym dodajmy.
Wszystko trochę w duch papieża Franciszka - zdaniem księdza dla wszystkich jest miejsce i nawet lepiej poświęcić uwagę np. ateistom, mniejszościom seksualnym, rozwodnikom, niż tym, którzy regularnie uczestniczą w liturgii i uważają się za wierzących. 
Aż chciałoby się posłuchać audycji, które pomogły zbudować bohaterowi tego wywiadu jego popularność. Na ile to publicystyka, plotkarstwo, a ile tam pogłębionych treści, których można by się spodziewać od kapłana. Na pytania o te poważniejsze sprawy, jak miłość, wiara, czy cierpienie, oczywiście odpowiada, ale robi to po swojemu, z żartem, wiele spraw upraszczając, nie unikając przykładów, które mogą się wydawać dość kontrowersyjne. Ale taki już chyba Czendlik jest. Bardziej gawędziarz, niż ksiądz intelektualista, raczej się brata, niż daje wskazówki. Mówi co myśli, czasem chlapnie coś, co raczej powinno się jakoś wygładzić, wytłumaczyć, ale jemu to nie przeszkadza. I fajnie mieć w swoim otoczeniu kogoś tak bardzo ludzkiego, kto mówi prosto i od serca. Tylko ja chyba jednak od kapłana oczekiwałbym czegoś więcej. Skoro na takie same rzeczy dawno wpadłem już sam, a mimo to bywają wątpliwości, trudności i kryzysy, czasem chciałoby się wsparcia od kogoś kto rzuci na to wszystko trochę światła i perspektywy duchowej, a nie jedynie psychologicznych ogólników rodem z kobiecej prasy. Kapłan, który wierzy w horoskopy? No widzisz i nie grzmisz. Ale u Czendlika jakoś w sercu i w jego głowie wszystko się układa, nie widzi sprzeczności, bo skoro jak twierdzi wciąż ma Boga na pierwszym planie, to może robić i gadać co mu się żywnie podoba. Jednego trudno mu odmówić: robi fantastyczne rzeczy dla ludzi, więc tym może zyskiwać dla Kościoła więcej popularności, niż niejeden kaznodzieja i teolog.
Może potrzebni są w Kościele również i tacy księża? Nie to żeby wszyscy byli tacy, ale fajnie, że jest dla nich miejsce. 
PS Fajny tytuł ma ta książka w oryginale, trochę bardziej mówi o zawartości:
Postel, hospoda, kostel – co po polsku znaczy: łóżko, knajpa, kościół.

4 komentarze:

  1. Czechy są - z tego co wiem - krajem silnie zlaicyzowanym. Katolików tam jak na lekarstwo, trochę protestantów, trochę wyznawców kościoła narodowego. Dlatego ta pozycja wydaje mi się być ciekawą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale pod tym względem dużo ciekawsze było "Zrób sobie raj" Szczygła. Tu naprawdę niewiele nowych rzeczy można było wyciągnąć...

      Usuń
  2. o - z chęcią przeczytam jak będę mieć okazję :) Ksiądz z Twojego opisu wydaje się być fajnym ziomem

    OdpowiedzUsuń